W języku angielskim: The Roots.
I taki też tytuł nosił słynny serial z Kunta-Kinte w roli głównej.
.
Większość normalnych ludzi w wieku średnim, a niemal każdy na starość zaczyna interesować się własnymi korzeniami. Oczywiście, niektórych bardziej interesuje kiszenie własnego korzenia lub niewytłumaczalny brak jakiegokolwiek korzenia, choć i to z czasem przemija. Ale tym razem akurat nie tym będziemy zajmować nasze umysły.
I już wiem, że niektórych bardzo rozczarowałem.
Raczej postaram się przekonać do podjęcia badań genealogicznych nad grupą osób z nami spokrewnionych, tych zmarłych, a także i tych jeszcze żyjących. W tym celu należy zbadać i ustalić koligacje rodzinne, zebrać wszelkie dostępne informacje z tym związane, uporządkować, dotrzeć do albumów rodzinnych i skopiować stare fotografie, zidentyfikować na nich wszystkie spokrewnione osoby oraz ustalić datę i miejsce wykonania fotki, spisać też dane z nagrobków i ustalić ich adresy… przeprowadzić też wywiady z krewnymi. Skrzętnie tworząc notatki i porządkując je chronologicznie, przypisując do konkretnych osób.
Jeśli zdążymy to przeprowadzajmy wywiady z dziadkami, rodzicami, wujkami, ciotkami…
Zwłaszcza babcie, matki i ciotki są skarbnicami wiedzy o rodzinie i faktach jakie miały miejsce. Najlepiej też orientują się w koliacjach i nieźle kojarzą daty i fakty z przeszłości. Nieźle pamiętają, co wydarzyło się dawno temu w rodzinie, a także przekazują informacje uzyskane od swoich dziadków, rodziców, wujków i ciotek.
Obecnie, w dobie powszechnej dostępności komputerów i globalnej sieci informatycznej, szczególnie łatwo jest gromadzić te informacje, wyszukiwać w archiwach i kopiować. Sprawna komunikacja teleinformatyczna umożliwia ich przesyłanie i wymianę.
Podstawowymi i zaufanymi zbiorami informacji są Archiwum Główne Akt Dawnych i Archiwa Diecezjalne.
Istnieje wiele programów komputerowych do gromadzenia, badania, wyszukiwania i publikowania informacji genealogicznych. Najbardziej popularnym jest software Family Tree Builder współpracujący z witryną genealogiczną MyHeritage. Zarówno program jak i konto w tej witrynie jest bezpłatne, z możliwością rozszerzenia, za niewielką opłatą, o dodatkowe funkcje.
W witrynie tej można znaleźć wiele informacji i wskazówek, a także instrukcję obsługi tego programu. Programu można używać zarówno do gromadzenia informacji, tworzena drzewa genealogicznego w postaci graficznej i jego wydruku, jak i też do publikowania na koncie, do którego dostęp mogą mieć tylko osoby uprawnione przez jego administratora.
Namawiam do zapoznania się z podstawami Genealogii, a wszelkie informacje można znaleźć w sieci. To wspaniałe i wciągające hobby, z elementami pracy detektywistycznej.
Istnieje w sieci wiele serwisów genealogicznych, ułatwiających poszukiwanie informacji w archiwach państwowych i kościelnych. Polecam serwis Genealodzy.
Warto zebrać infornacje o przodkach, przyjrzeć im się na fotografiach, zanotować opisy zdarzeń z ich życia, ustalić koligacje, daty narodzin, ślubów, zgonów, a także wykształcenie, zawód, zainteresowania… oraz dokładne adresy mogił.
Szczególnie koligacje, daty narodzin i zgonów oraz adresy mogił są szczególnie ważne, bo pozwalają odnaleźć i zidentyfikować miejsce pochówku.
Poznając coraz lepiej przodków w linii prostej, poznamy w jakimś stopniu także i siebie, gdyż otrzymaliśmy od nich nasze cechy i to nie tylko fizyczne. Jeśli zdołamy ustalić ich kondycję zdrowotną, przebyte choroby, wady wrodzone, przyczynę zgonu, to na podstawie tych informacji możemy wnioskować o własnych predyspozycjach do chorób i przeciwdziałać zagrożeniom genetycznym. Natomiast, jeśli również ustalimy ich zdolności, predyspozycje… to możemy ich poszukiwać także u siebie, dzieci i wnucząt.
Niewątpliwie łatwiej też będzie ujawnić wszelkie rodzinne potwory, strzygi, pijawki, wampiry energetyczne…
Odtwarzając, zachowując i przekazując informacje o nich spowodujemy, że pamięć o nich nie zaginie. Zresztą jesteśmy im to bezwzględnie winni. I będzie to lepszy hołd niż częste zapalanie zniczy czy składanie kwiatów na ich mogiłach.
Twórzmy taką bazę danych w nadziei, że następne pokolenia będą to kontynuować i w miarę udostępniania danych z archiwów, uzupełnią nie tylko nasze dane.
Może dzięki temu następne pokolenia, także prawnuków, prapra… będą o nas pamiętać, odnajdą mogiłę, zapalą znicz. Może nawet zadbają o to, by nikt nie przehandlował tego skrawka ziemi, a nasze kości nie powędrują na śmietnik.
Na koniec przywołam kilka sentencji związanych z genealogią…
„Kto nie zna swoich korzeni, dużym drzewem nie będzie.”
„Kto nie zna swojej przeszłości, nie zasługuje na przyszłość.”
„Trzeba znaleźć płaszczyznę, na jakiej można powiązać tradycję z teraźniejszością.”
„Nasze korzenie to źródło naszej przyszłości.”
okropny
Maj 13, 2014 @ 05:35:55
Z doświadczenia wiem, że trudniej jest zebrać informacje o żyjących niż o tych, którzy już odeszli. Jeszcze trudniej doczekać się na aktualne fotografie, choć każdy posiada aparat wbudowany w telefon komórkowy.
Współczesne mądrale twierdzą, że im to nie jest potrzebne lub ich nie dotyczy. Mają na to czas, a poza tym mają ważniejsze i pilniejsze sprawy.
Adelajda
Maj 13, 2014 @ 09:40:28
Współcześni mądrale mają współczesne problemy i kłopoty.
Jeśli ktoś ma taką pasję, to niech ma i się nią pasjonuje, ale niech nie twierdzi, że ten, kto jej nie ma nie jest normalny.
Jestem jak najbardziej doczesna, przyziemna i najbardziej interesuje mnie tu i teraz. Zupełnie nie przeraża mnie myśl o tym, że ktoś nie zapali świeczki na moim grobie, czy o tym co się stanie z moimi prochami. Ani nie bardzo interesuje mnie życie dalekich kuzynów, ani ich choroby, koligacje czy w ogóle dzieje. Byli zwyczajnymi, przeciętnymi ludźmi, nie ma się czym pasjonować, może głównie dlatego nie jest to zbyt ciekawe.
Interesuje mnie najbliższa rodzina i jak najbardziej żyjąca.
Ale nie utożsamiam się za bardzo, „nie czuję” korzeni, nie myślę, że „krew z krwi” i nie dałabym się „pokroić za”. Może jestem „mało rodzinna”, może „mało uczuciowa”, może jestem tylko egoistyczna, a może ta rodzina nie dała mi tego czego można spodziewać się po rodzinie.
Nigdy nie miałam takiej potrzeby – „żeby coś po mnie zostało”, więc nie podzielam tego typu zainteresowań ani obaw.
Po prostu żyję na tym świecie przez chwilę, żyję jak umiem, jak mogę. A czy będę dobrym wspomnieniem dla bliskich, to już bardziej ich sprawa czy coś docenią czy nie.
Mnie nie dziwi, że mądrale mają pilniejsze i ważniejsze sprawy, bo rozumiem takie priorytety.
Jedni wierzą w to, że ich życie nie skończy się po śmierci, zabiegają o pamięć, myślą o zmarłych, cmentarzach, obawiają się tego co będzie dalej, im są starsi to tym bardziej kierują się w stronę kościoła, mimo, że przedtem tego nie robili, z lęku przed zbliżającym się „rozliczeniem” chcą nagle stać się lepsi.
Ale są i tacy, którzy mają przekonanie, że śmierć jest zupełnym końcem. I ci poświęcają swoje myśli i czyny przede wszystkim doczesności. I dla mnie to jest zrozumiałe.
okropny
Maj 13, 2014 @ 12:53:11
Powtarzam: każdy dorosły człowiek, którego nie interesują jego przodkowie, nie jest do końca normalny. Pozostali… tylko nieco mniej odbiegają od standardu 😦
Zastanawiające jest to, że mniejszą wagę do tych spraw przywiązują kobiety. Widocznie bardziej interesują się losami bohaterów seriali niż własnych przodków. O innych, bardzo prawdopodobnych, przyczynach lepiej nie wspominajmy.
Nie będę tego udowadniał, bo musiałbym postawić tezę, że taki osobnik, opisany w pierwszym zdaniu, jest potworem bez serca i duszy. O wrażliwości i wdzięczności za łańcuchy genów, dar życia gratis, bezstresowe wychowanie, możliwość zdobycia wykształcenia… nie wspomnę.
Może nie interesują Cię te sprawy, może jesteś za mało uczuciowa… ale przynajmniej nie wmawiaj nam, że „nie czujesz” korzeni. Bo, aż trudno w to uwierzyć *)
Choćby z ciekawości warto dowiedzieć się, po kim masz takie „tu i teraz” poglądy ?
Być może przodkami byli Kosmici, którzy wylądowali tylko na chwilę ? W takim przypadku nie warto ich szukać, bo odnalezienie jest niemożliwe. Możesz tylko zinwentaryzować rodziną żyjącą, co zajmie prawdopodobnie jeden wieczór. Przy okazji dowiesz się, ile kto ma naprawdę lat i kiedy właściwie powinien obchodzić rocznicę urodzin.
Zapewne za kilka lat zmienisz zdanie, gdy zaczniesz rozglądać się za miejscem na złożenie własnych kości. Wtedy niewątpliwie odszukasz mogiłę krewnych, z zamiarem wskoczenia do ich siedziby. Dlatego warto wiedzieć kim byli, bo będą pytać kim właściwie jesteś i dlaczego zagęszczasz im metraż ? Chyba, że rodzina, w ramach minimalizacji kosztów, spali truchło razem z tymi poglądami i rozsypie na wietrze. Wtedy przynajmniej robale nie zapoznają się z nimi i nie przyjmą ich jako własne.
Jeśli ktoś bardzo chce, aby pamiętano o nim tylko tyle, co o kurczaku z „Biedronki”, który wprosił się na niedzielny obiad, to… nie namawiam. Szkoda mi klawiatury.
Ale namawiam do włożenia kiecki i udania się do fotografa, celem wykonania pamiątkowego zdjęcia. A potem opisania go na odwrocie. Aby prawnuczęta, a być może i wnuczęta miały okazję ujrzeć babcię. Być może nawet im przyśni się, jak żywa. Bo, niewątpliwie znajdzie się choć jedno w miarę normalne i dostatecznie dociekliwe.
Zbieranie informacji o przodkach może być formą zabiegania o pamięć, choć nie musi. Podobnie jak pobożność u schyłku życia nie gwarantuje pobytu w Raju. To żadna łaska, a raczej obowiązek wobec przodków i forma szacunku do samego siebie. To także odpowiedź na pytanie: kim właściwie jestem ? Kosmitą, dzikim czy istotą społeczną i cywilizowaną ? A może jednak parszywym leniem, który ściemnia tylko po to, by uchylić się od tego obowiązku.
Zrozumiałe, że motywacja do podjęcia takich badań zależy także od tego jakimi byli ludźmi, jakie mieli poglądy, a głównie jakich następców wychowali i jakie wartości im przekazali. W tym również szacunek i pamięć o przodkach. Bo, taki jest główny sens życia każdego w miarę normalnego człowieka, a nie tylko praca i praca, spłacanie kredytów, czerpanie doraźnych korzyści cielesnych, smakowych czy śledzenie losów bohaterów seriali w oczekiwaniu na „życie po życiu” lub jego brak.
Współczuję tym, którzy poprzestaną tylko na przeżyciu marnej doczesności, pamięć o nich zaginie po okresie żałoby, a mogiła porośnie trawą i z czasem rozdepczą ją inni mądrale.
Zarówno ci wąchający kwiatki od korzeni, jak i ci łażący na przełaj po ich mogiłach będą zaledwie mogli, a nawet już mają tylko satysfakcję z tego, że byli dzielnymi i tanimi niewolnikami. Bo, na inne ciągłości nie zasłużyli lub nie chcieli albo były one tylko powszechnie głoszoną fikcją.
A pożywią się, urosną również i korzenie, wysysając mikroelementy z anonimowych i zapomnianych frajerów.
bazylka
Maj 13, 2014 @ 19:16:34
Każdy z nas ma jakieś korzenie lecz w naszej świadomości zwykle funkcjonują jedynie rodzice, dziadkowie, rzadko pradziadkowie. Zazwyczaj nasza wiedza na tym się kończy. I przeciętnemu człowiekowi to wystarczy. Nie musimy sięgać do czterech pokoleń wstecz, żeby się dowiedzieć o chorobach w rodzinie, wadach wrodzonych czy przyczynach zgonu.
Szukanie swoich przodków ma dwa oblicza. Jedno to emocjonalna podróż do korzeni. Drugie to moda i zabawa w poszukiwacza zaginionej rodzinnej historii. Niektórych ta gra bardzo wciąga, a dla niektórych nie ma ona znaczenia.
Zatrzymam się przy modzie.
Moda na odnajdywanie swoich przodków wybuchła po roku 1989, teraz przeżywamy coś w rodzaju drugiej fali. Ogromne zasługi ponosi tu społeczność amerykańskich mormonów, która z pietyzmem uwiecznia na mikrofilmach oraz w formie cyfrowej wszelkie zbiory metrykalne, istniejące na całym świecie.
Poza tym coraz więcej osób czuje się wykorzenionych, dlatego chce poznawać przeszłość swoich bliskich. Odczuwamy potrzebę samookreślenia. Człowiek jest istotą społeczną. Niektórzy twierdzą, że gdy zbadamy swoją genealogię, łatwiej jest znaleźć i zrozumieć nasze miejsce w historii, lepiej poznamy siebie.
Jeśli jednak ktoś wie kim jest i nie chce się zmieniać, a już na pewno nie chce się zmieniać pod wpływem historii rodzinnych, to nie jest mu potrzebne uleganie modom i grzebanie w historii.
Co prawda okazuje się, że do towarzystw genealogicznych trafia coraz więcej młodych ludzi, którzy urzeczeni sagą swojej rodziny chcą zgłębiać jej historię.
Są to najczęściej osoby, które z domu wyniosły szacunek do tradycji ( czy aby na pewno?). Chcą wiedzieć, czy ich przodkowie brali udział w jakiś ważnych wydarzeniach historycznych, a może byli związani z kulturą czy sztuką? Może mieli wpływ na jakieś istotne wydarzenia lokalne? Jeśli uda się to potwierdzić, są bardzo dumni i mobilizuje ich to do dalszych poszukiwań.
A może jest to po prostu zwykły snobizm?
I nie pisz Lisie, że ludzie którzy nie interesują się swoim drzewem genealogicznym są nienormalni. Raczej pamiętaj, że:
„Wszyscy wariaci mówią, że są normalni” – Paulo Coelho
oraz:
„W świecie nienormalnych, normalny człowiek jest nienormalny.”
I wreszcie:
„Każdy posiada swoją definicję normalności – dlatego jest to nienormalne, żeby być normalnym w oczach każdego …” – Zeatix Lens
PS: Aż tak bardzo zależy Ci Lisie na tym zapalonym zniczu? Przecież będziesz już wtedy przeszczęśliwy w niebie 🙂
okropny
Maj 13, 2014 @ 22:10:53
Pewnie, że każdy ma krótsze lub dłuższe. Chyba, że jest Kosmit(k)ą.
I każdy ma o nich wiedzę, mniejszą lub większą, taką jaka mu wystarcza. Dotyczy ona głównie żyjących, bo nieżyjących nie można już wykorzystać, choćby do pilnowania dzieci. Ale, gdy pozostawili jakiś majątek, to niewątpliwie zasłużą na zainteresowanie. Ba, nawet na obserwowanie walki o schedę, w czym szczególnie aktywny udział biorą kobiety.
Takie poglądy mają współczesne kobiety, których dokonania na drzewach wyglądają niezwykle marnie (jedno, w porywach dwoje dzieci albo wcale). Na drzewie nie ma też miejsca na feminizm, gałęzie tworzy się po mieczu, a nazwiska rodowe kobiet i ich dalsi krewni są drugorzędni. Nic więc dziwnego, że nie wyrażają zainteresowania historią odleglejszych przodków niż dziadkowie. Tym bardziej samotne panie negują takie badania, bo świadomość bycia singielką tym bardziej nie nastraja do ich podejmowania, a zwłaszcza rozmów z rodziną o koligacjach.
Moja przygoda z genealogią zaczęła się, gdy jeszcze byłem uczniem szkoły podstawowej. Zawsze towarzyszyłem ojcu w wyprawach na cmentarz w celu dbania o mogiły, porządkowania, mycia pomników, usuwania liści i śmieci. Także na mnie ciążył obowiązek odnawiania tablic z blachy i malowania metalowych krzyży. Podczas kilku-nastu wizyt rocznie poznawałem lokalizację grobów, spisywałem ich adresy i dane z tablic. Jedynym ułatwieniem było i jest to, że wszystkich przodków mamy na jednym cmentarzu. Jest ich sporo, a mogiły rozrzucone są po całym wielohektarowym obszarze, więc odwiedzenie wszystkich pieszo i jednego dnia jest niemożliwe.
Ponieważ chciałem poznać dzieje przodków i ich pokrewieństwa zacząłem notować informacje, gromadzić je w arkuszu kalkulacyjnym i stopniowo rysować drzewo. Z przerwami zajmuję się tym od wielu lat po dzień dzisiejszy. Od kilkunastu intensywniej, a od kilku lat z użyciem technik komputerowych i sieci Internet. To poprzez publikację drzewa w tej sieci nawiązałem kontakt z potomkami skoligaconych rodów i wiele razy wymieniliśmy się informacjami. Dzięki mnie uzupełnili białe plamy na swoich drzewach, ja również potwierdziłem i uzupełniłem swoje dane, a także otrzymałem od nich wiele kopii dokumentów.
Dla mnie odtwarzanie informacji o przodkach ma również inne oblicza. A robię to w oparciu o ówczesną sytuację historyczną, polityczną, gospodarczą, technologiczną… To pozwala mi poznać warunki i poziom ich życia, powody migracji między zaborami, wybór zawodów, zwyczaje… a także tradycje rodzinne.
Nie natknąłem się na przodków z wadami genetycznymi, przewlekle czy zaraźliwie chorych, a nawet na ruchowo i umysłowo upośledzonych.
Natomiast odkryłem, że pradziad po mieczu był profesorem biologii na Akademii Rolniczej na peryferiach Lwowa. Zaś pradziad po kądzieli był obszarnikiem, miał siedmioro dzieci. Natomiast dziadek i wuj ojca najpierw byli kowalami i właścicielami kuźni w prawobrzeżnej Warszawie, potem wuj służył w Legionach. Mój dziadek ze strony ojca był zesłańcem i przebywał 12 lat na zesłaniu w Irkucku, na dalekim wschodzie Rosji.
Informacje te wyłuskałem z przekazów ustnych i potwierdziłem badaniami, dokumentami (metryki chrztu, akty zawarcia małżeństw, akty zgonów, dokumentacja urzędowa), a nawet starymi fotografiami i pamiątkami w formie drobnych przedmiotów użytkowych.
Mieliśmy też w rodzinie marynarza, który walczył pod Narvikiem na ORP „Grom”, a potem na niszczycielu „Orkan”, który osłaniał konwoje do Murmańska. Przeprowadziłem z nim obszerny wywiad, mam też opis tych wydarzeń z fotografiami spisany włsnoręcznie przez bosman-mata Leona W. Natomiast filmy z bitwy o Narvik mogę obejrzeć na YT.
Tak, jestem bardzo dumny ze swoich przodków, także i z dzielnych kobiet, które urodziły i wychowały po kilkoro dzieci, bez pomocy pralek, lodówek, zmywarek, odkurzaczy, kuchenek gazowych z piecykami, kaloryferów… I ta wiedza tym bardziej zobowiązuje mnie do jej przekazu, a także jest wzorem do naśladowania. I raczej nie do pływania po morzach czy zwiedzania stepów azjatyckich, lecz do zachowań godnych moich przodków.
Moda na odszukiwanie korzeni rozpoczęła się po serialu z Kunta-Kinte, a dopiero potem upowszechniła się po odzyskaniu tzw. niepodległości w 1989 r.
W ostatnich latach stała się modna i popularna dzięki powszechnemu dostępowi do sieci Internet, a poprzez nią do archiwów, witryn genealogicznych i globalnej, szybkiej możliwości komunikowania się. Wielu potomkom emigrantów pozwoliła też ustalić pochodzenie i odszukać krewnych.
Więc niekoniecznie jest to tylko hobby, gra czy snobizm. Nie ignorujmy, nie negujmy i nie upraszczajmy żmudnej pracy ludzi w to zaangażowanych, którzy usiłują ułożyć swoiste puzzle rodzinne, przy braku wielu elementów, które dopiero trzeba odszukać. I najczęściej robią to bezinteresownie.
Oczywiście są i tacy, którzy przede wszystkim dla osobistych i wymiernych korzyści poszukują korzeni arystokratycznych, a nawet wmawiają innym swoje hrabiowskie pochodzenie, które nie znajduje potwierdzenia w genealogii. Posługują się oszustwem, które wymaga czasu, by je udowodnić, a które służy im w osiągnięciu doraźnych celów, np. w kampanii wyborczej czy próbach odzyskania cudzego majątku.
Nikt do końca nie zna nawet siebie, a badanie cech przodków może rzucić nowe światło na nas i najbliższych. Oczywiście można to lekceważyć, a nawet ośmieszać. Ale przecież nikt nikogo nie zmusza do takich badań czy odtwarzania przeszłości. Natomiast warto pamiętać, że jeśli kolejne pokolenie to pominie, to następnym będzie trudno, a bierność „czarnych owiec” może skutecznie zablokować ich dlasze próby. I prawdopodobnie właśnie z powodu braku informacji porzucą dalsze badania, a z czasem o wszystkim zapomną.
Niezakończona dokumentacja, brak opisów fotografii spowoduje, że ktoś to uzna za śmieci i wyrzuci do kosza.
Chociaż zauważyłem, że poziom tej świadomości zależy nie tylko od pCi, ale również od ogólnego poziomu intelektualnego osobnika, jego zdolności do analizy i syntezy informacji, stopnia wyobraźni, dedukcji, dociekliwości i ciekawości, stosunku do historii oraz zamiłowania do gier typu szarady, krzyżówki, szachy i wszelkie inne układanki graficzne.
Na pewno, kogoś kto ma klapki na oczach, ta tematyka nie zainteresuje.
Dla młodego pokolenia wiedza o ich dziadkach już brzmi jak opowieść o „żelaznym wilku”. I nawet nie chcą o tym słuchać, wzorując się na lekkomyślnych matkach i nie odrywając wzroku od smarkfonów.
Co do przytoczonych sentencji… moim zdaniem:
Nienormalni zawsze będą nienormalnymi, niezależnie jaką maksymę autorstwa Paulo Coelho im przypniemy. I nawet w pamięci pozostaną odmieńcami.
Natomiast normalny człowiek zawsze będzie normalny, niezależnie od tego ilu wariatow będzie biegało wokół niego. Inaczej leczenie ich w klinikach nie miałoby sensu.
To nie mnie będzie zależało na tym zniczu, ale bardziej tym, którzy będą chcieli go zapalić, a nie będą wiedzieli gdzie i komu.
I właśnie również temu mają służyć informacje genealogiczne.
Adelajda
Maj 13, 2014 @ 22:28:09
Najbliższą swoją rodzinę zna każdy, a jeśli chodzi o dalszą, to też przy okazji spotkań rodzinnych czy rozmów na te tematy dowiaduje się kim jest ten mniej znany wujek, ciotka czy stryjek. Ale na tym poprzestaje, bo nie dla każdego to jest pasjonujące, aż tak ciekawe, że warte drążenia, spisywania itp.
I nie jest to ani nienormalne ani nie świadczy o zupełnym braku znajomości swoich korzeni. Po prostu, to jest wystarczające. I nazywanie kogoś z tego powodu potworem bez serca czy kosmitą, to wielka przesada.
Nie przychodzi mi do głowy żeby oczekiwać od swojej córki wdzięczności za to, że ją urodziłam. To „dali ci życie gratis” zupełnie do mnie nie przemawia, nie rozumiem takiego podejścia. Za odpowiednie wychowanie można być wdzięcznym, za miłość, ale nie za to, że matka urodziła. Urodziła, bo jest m.in. do tego stworzona, bo w rodzinach rodzą się dzieci, jakie to ma znaczenie, że mnie ? Mnie czy inne dziecko, i tak by urodziła.
Jeśli chodzi o pochówek, to ja od dawna mam przekonanie, że chciałabym być spalona. I chyba taka będzie moja wola. Jakoś tak na kwiatkach i zniczach na grobie nie zależy mi. Będą to będą, a jeśli nie, to nie, nie martwi mnie to. Nie umiem do tego przykładać aż takiej wagi.
okropny
Maj 13, 2014 @ 22:48:47
Pewnie, że dręcząc ludzi zniechęcimy ich do współpracy. Dlatego trzeba to robić powoli, dyskretnie i stale. Najlepszą okazją do rozmów na ten temat jest wspólne oglądanie albumów z fotografiami, koniecznie z udziałem starszego pokolenia. Nie musisz notować, bo i tak nie nadążysz. Lepiej włącz dyktafon, jaki masz w telefonie komórkowym lub magnetofon przenośny. W komputerze też można rejestrować dźwięki, każdy lapek ma wejście mikrofonowe lub nawet wbudowany mikrofon.
Może dla Ciebie jest to wystarczające, natomiast w przyszłości ktoś może uznać Cię za coś więcej niż potwora, któremu nie chciało się włączyć nawet dyktafonu lub cyknąć kilku fotek aparatem wbudowanym w telefon komórkowy i nagrać je na CD.
Skoro wiele par robi i wydaje dużo, by nie mieć dzieci, a nawet pozbywa się płodów, więc tym bardziej należy doceniać tych, którzy „dali życie”. Bo, mogli nie dać lub w innym terminie dać braciom lub siostrom. Czy naprawdę muszę aż takie „niuanse” tłumaczyć ?
Miałem ciotkę, która też tak filozofowała i nie zależało jej, gdzie i jak spocznie. Pamiętam, jak mówiła, że może leżeć pod murem i w grobie ziemnym. Ględziła tak, bo wiedziała, że jej córka jest zagorzałą katoliczką i lekarką. Od kilku lat ma granitowy pomnik na urokliwym cmentarzu i w atrakcyjnej lokalizacji. I pewnie dlatego często śni się córce.
Adelajda
Maj 13, 2014 @ 23:30:19
To myślisz, że Twój ojciec wiedział, że w takim a nie innym momencie daje życie takiemu to a takiemu, jakże wspaniałemu Andrzejowi, i tak uczynił ? Bo moment później i już byłby np. Krzysztof i nie wiadomo czy równie wspaniały, (chociaż pewnie też, biorąc pod uwagę tę wspaniałość wszystkiego). Jeśli tak, to rzeczywiście powinieneś być wdzięczny za to, że właśnie w tym momencie i Ty powstałeś.
Nie lubię cmentarzy i rzadko tam bywam. Raz w roku, a czasami nawet i rzadziej. Nie mam takiego przyzwyczajenia. Mam w pamięci niektórych zmarłych, ale nie grób mi o nich przypomina i nie grób nastraja do wspomnień. Bardziej myśli, sytuacje. Cmentarze nie są dla mnie urokliwe, nawet to słowo nie pasuje mi do takiego miejsca. Nie lubię, to miejsce złożenia zwłok, tam już nie ma ludzi.
Granitowy pomnik, urokliwy cmentarz, atrakcyjna lokalizacja, to nie moje potrzeby.
okropny
Maj 14, 2014 @ 00:40:33
Absolutnie nie uważam się i nie chcę być wspaniałym. Natomiast nikt mi nie zabroni namawiania do pozytywnych zachowań. Kto chce skorzysta, pozostali niech sobie będą „postępowi”. Uważam, że dbanie o pamięć o przodkach i ich mogiły powinno być bezwzględnym obowiązkiem każdego normalnego człowieka. Niech każdy sobie uważa, co chce i myśli różnie, ale jego obowiązkiem jest również zadbać o, a przynajmniej posprzątać mogiły. I niech nie uważa, że robi tym komuś łaskę.
Myślę, że jednak warto czasami odwiedzać te specyficzne parki i wnosić co 20 lat opłaty w kancelarii, by kiedyś nie okazało się, że na miejscu bliskiego krewniaka leży już ktoś inny. Wypada też sprawdzić stan nagrobka, czytelność tablicy, posprzątać.
Oczywiście nie ma znaczenia ani lokalizacja, ani rodzaj nagrobka czy materiał pomnika, skoro nikt tam nie bywa. Jeśli kogoś stać, to może stawiać z najlepszego granitu. Bo, jednak wygląd i stan zadbania nagrobka świadczy o szacunku i wdzięczności do pochowanych tam. Nie rozwijam więcej tego wątku, bo trudno tłumaczyć coś, co adwersarze negują.
bazylka
Maj 13, 2014 @ 23:31:06
Ja nie ignoruję niczyjej pracy i doceniam to, że ktoś się angażuje w takie sprawy bezinteresownie, a nie tylko po to, żeby chwalić się arystokratycznymi przodkami. Nie rozumiem natomiast, dlaczego Ty Lisie tak lekceważysz innych ludzi i obrażasz, jeśli nie mają ochoty na takie poszukiwania. To ma być ta Twoja kultura?
Cytuję:
„Na pewno, kogoś kto ma klapki na oczach, ta tematyka nie zainteresuje.”
„Takie poglądy mają współczesne kobiety, których dokonania na drzewach wyglądają niezwykle marnie”
„kim właściwie jestem ? Kosmitą, dzikim czy istotą społeczną i cywilizowaną ? A może jednak parszywym leniem, który ściemnia tylko po to, by uchylić się od tego obowiązku.”
Uświadomiłeś nam jednak, dlaczego mężczyźni tak chętnie zajmują się tą tematyką
Cytuję: „gałęzie tworzy się po mieczu, a nazwiska rodowe kobiet i ich dalsi krewni są drugorzędne.”
Mianowicie upajają się przy tworzeniu takiego drzewa tym, że przez całe wieki mieli władzę nad kobietami: że te kobiety musiały robić to, czego oni chcieli; że mężczyźni byli najważniejsi, a kobiety nie miały żadnego znaczenia. Służyły do zaspakajania męskich potrzeb i rodzenia dzieci. Delektują się tym i jednocześnie wydzielają jad z tego powodu, że już teraz nie są panami wszechświata. Tak to wygląda przynajmniej u Ciebie Lisie. Bardzo Ci współczuję.
okropny
Maj 14, 2014 @ 01:28:44
Jak zwykle… uderz w stół, a.. Bazylka każdą ogólną ocenę kobiet uzna za skierowaną do niej osobiście. Otóż…
Krytyka „postępowych” człowieków, a właściwie ich poglądów, wcale nie jest ich obrażaniem. Obrazić można kogoś konkretnego, a nie całą zbiorowość.
To raczej oni swoimi poglądami obrażają siebie i swoich przodków, a także dają zły przykład następnemu pokoleniu. Na pewno nikt nie żyje wiecznie i kiedyś trzeba będzie dołączyć do przodków. A być może nawet spotkać się z nimi, i co wtedy ? Rumieniec nie wystarczy na wytłumaczenie zaniechania.
Najbardziej „postępowi” i ekonomiczni wybiorą postać sproszkowaną i urnę. Którą i tak trzeba podrzucić do jakiegoś grobu, bo rozsypywać w środowisku nie wolno. Nigdy też nie wiadomo, czyje prochy są akurat w tym dzbanku, który otrzymała rodzina. Wszak w spalarni kremują taśmowo.
Kim jesteś to sama oceń. Ale lepiej, by niczyje poglądy nie wyprzedzały rzeczywistości, obyczajów, obrzędów… ciągle jeszcze powszechnie uznanych i stosowanych jako właściwe.
Na podstawie niektórych treści można by podejrzewać, że jesteś zdziczałą gonską, która niechcący lub za namową innych siodłatych, przyswoiła sobie utopijne teorie. A dlaczego, pewnie sama nie wiesz. Być może za dużo przebywasz w szkołach, realizujesz wytyczne MEN-d lub jest to odruch samoobronny wobec samców ? Zdiagnozuj się sama lub zapytaj farmaceutę.
Ostrzegam, zaczynasz już nawijać jak szefowa w „Seksmisji”.
A teraz kobiety chcą mieć władzę nad mężczyznami, tylko nie za bardzo potrafią i właściwie całkiem im to nie udaje się. I nawet zapuszczanie bród nie pomoże. Dopóki nie będą kobiece itd. matriarchat nam nie grozi. A na to nie zanosi się, wystarczy wyjść na ulicę i popatrzeć.
Zagubionym paniom dedykuję do rozwagi: czy lepiej być silną czy raczej słabą ?
Adelajda
Maj 14, 2014 @ 00:04:06
Niedoceniony ideał. A wokół tylko parszywe lenie, czarne owce, feministki, pachołki, pseudo-intelektualiści i w ogóle sama swołocz, pazerna i myśląca tylko o przyjemnościach doczesnych. Jakże ciężko musi Ci być Lisie. Też Ci współczuję. Zbuduj sobie pomnik, przecież dla Ciebie nic nie jest niemożliwe. Będzie z kim porozmawiać wreszcie.
okropny
Maj 14, 2014 @ 01:36:10
Znacznie wyprzedzasz moje wnioski, ale faktycznie nie popieram zwyczajów leni, czarnych owiec, feministek itp. I lepiej nie staraj się identyfikować z nimi, bo nawet tego nie potrafisz. A naśladować, tak by przekonać, to też trzeba umieć.
Byłbym też wdzięczny za mniejsze dawki ironii pod moim adresem. Nie po to wymieniamy poglądy. A współczucia jeszcze nie potrzebuję. Nad pomnikiem pomyślę, w końcu mam już swoje latka, a na czarnych i pazernych owcach nie można polegać.
Adelajda
Maj 14, 2014 @ 09:06:08
Nie identyfikuję się z nikim, mówię to, co myślę i czuję.
Nie moja wina, że swoimi wypowiedziami wywołujesz złe emocje.
Nie tematy, które poruszasz są złe, wprost przeciwnie, wiele z nich wartych jest zastanowienia. Ale przy każdym temacie sypiesz jednocześnie takimi złośliwościami i krytykanctwem pod adresem innych lub rozmawiających z Tobą, że często istota tematu zatraca się.
Tobie niepotrzebni są dyskutujący, jeżeli już, to tylko po to, żeby mieć konkretny cel do wytykania błędów, a i też przy złym przykładzie można bardziej zabłysnąć.
Zdaje się, że istniałeś już tu sam przez dłuższy czas i czułeś się z tym zupełnie dobrze, tak samo przechwalałeś siebie, swoją rodzinę, więc bez sensu jest zabieranie tu głosu na jakikolwiek temat. Tobie, zdaje się, niepotrzebny jest kontakt z innym człowiekiem, tak jak i na blogu, tak chyba i w życiu, ani do dyskusji ani do czegokolwiek innego.
Nawet w czwartym pokoleniu wstecz nie było ani zakaźnych chorób, ani żadnych niedoskonałości, upośledzeń umysłowych ani nawet ruchowych ? Coś takiego, coś niesamowitego, niespotykanego !
Lisie, zlituj się, bo tego czytać się nawet nie da, nie mówiąc o dyskusji.
Może jednak jesteś żywym i normalnym człowiekiem, masz jakieś niedoskonałości i coś Ci się w życiu nie udaje ? Podziel się, choćby jednym małym kłopotem, dla równowagi i wiarygodności.
okropny
Maj 14, 2014 @ 11:23:40
To podobnie jak ja, piszę o tym jakie mam poglądy, a w dodatku popieram je konkretnymi przykładami. I tym różnimy się, że moje nie są gołosłowne.
Opisuję to, co zaobserwowałem lub przeczytałem i to raczej obiekty moich obserwacji i autorzy treści sami krytykują się najbardziej. Zwłaszcza, gdy usiłują przekonać do dziwactw, ubiorów rodem z farmy, teorii feminizmu, gender, stosunku do przodków… I nawet trudno o dalszą krytykę, bo już ręce spadają z klawiatury. Dowodem na to, że trafiam celnie w „chore” miejsca, są te złe emocje. I jest tylko kwestią czasu, gdy te jeszcze „czułe” miejsca zamienimy w naprawdę czułe. A potem je przystroimy tak, by jak najbardziej wyglądały na kobiece. Być może też wsadzimy na dwa kółka z siodełkiem.
Mam też wiele innych możliwości, by zabłysnąć. Nie robię tego, bo i tak nieźle odbijam „świecenie” innych, rozgrzanych do białości po przeczytaniu moich wpisów i komentarzy. Opisuję otaczającą mnie rzeczywistość, bo obserwuję i porównuję obecną dziką, a właściwie już szczurzą, z tą jeszcze w miarę normalną, która stopniowo odchodzi wraz z ostatnim pokoleniem. Generacją ludzi poprawnie myślących, honorowych, uczciwych, rozsądnych, przestrzegających wartości i norm tradycji, prorodzinnych… I tylko chcę tymi obserwacjami podzielić się, podyskutować, upowszechniać je… Aby, niemal lub już, babcie i dziadkowie zastanowili się nad sobą i przekazywali poprawne wzorce młodszemu pokoleniu. Raczej już wnuczętom niż dzieciom.
Zapis myśli to coś znacznie więcej niż sam ulotny proces myślenia. Pisząc artykułujemy i formułujemy je poprawniej, dokładniej analizujemy, wyciągamy właściwsze i pełniejsze wnioski, a także możemy je szerzej upowszechniać. Zostaje trwały ślad, do którego można zawsze powrócić. Natomiast podczas rozmowy jest zazwyczaj „ble-ble”, „srutu-tutu” i głównie szermierka słowna, która nie prowadzi do niczego. A tym bardziej typowe dla kobiet „odwracanie kota”, pomawianie i przypisywanie przedmiotu dyskusji do jego autora. Ta strategia jest mi znana, bo także pamiętam prawdziwy magiel i czarownice tam zgromadzone. Jako młody chłopak zanosiłem bele z pościelą i obrusami, bo Mama nie odważyła się tam zajrzeć. Czasami maglowano na poczekaniu, więc stałem i słuchałem. Dlatego dziś mogę mieć możliwość porównania.
Ci, którzy tego, o czym wspominam, nie chcą zrozumieć, dostrzec lub mają się za bardziej „postępowych” zapewne uważają, że krytykuję postępowość i naturalny rozwój adekwatny do epoki. I oburzają się, gdy śmiem napisać, że normalnym ubiorem kobiet nie są granatowe gacie, że feminizm i gender to utopia, a raczej skaza psychiczna, że rodzina to nie grupa obcych sobie ludzi, z konieczności mieszkających wspólnie czy widujących się raz w roku, że należy wychowywać dzieci, a nie potwory łase tylko na forsę… itd. itp.
Nie napisałem, że w czwartym pokoleniu tylko, że w swoich badaniach (cyt.): „Nie natknąłem się na przodków z wadami genetycznymi, przewlekle czy zaraźliwie chorych, a nawet na ruchowo i umysłowo upośledzonych.” I nie uważam tego za coś niespotykanego i niesamowitego. Przytoczyłem to, by pokazać, że z badań genealogicznych można także prognozować aspekty zdrowotne potomków.
I wypraszam sobie manipulowanie moimi treściami.
onirique
Lip 22, 2015 @ 12:12:51
Ja zacząłem prowadzić badania genealogiczne ale jak się zacząłem dowiadywać że w rodzinie nie ma nikogo ciekawego, sami biedacy i pijacy, zaprzestałem 🙂
Sami sobie taki los zgotowali że nikt z żyjących teraz nie ma zamiaru wspominać o przodkach.
okropny
Lip 28, 2015 @ 12:29:49
Pewnie nie wszyscy przodkowie tacy byli, warto więc poszukać kilka pokoleń wstecz. Na pewno byli też ciekawi ludzie i może dokonali ciekawych rzeczy. A może tylko wyprodukowali liczniejszych następców ? Nosimy w sobie geny przodków i warto ich poznać oraz ich dzieje, by wiedzieć kim jesteśmy i czego powinniśmy wystrzegać się. Poza tym bieda nie jest genetyczna i wstydliwa (trzeba brać pod uwagę czasy w jakich żyli), ale lenistwo i skłonność do używek raczej tak.
Nie oceniaj zbyt pochopnie i nie zaprzestawaj badań, bo następcom będzie znacznie trudniej, pozostaną tylko metryki. Przy okazji masz szansę pochwalić się sobą, najbliższą rodziną i dokonaniami. Zadbaj zwłaszcza o przekazy starszego pokolenia (choćby tylko nagrania dyktafonem) i zarchiwizuj fotografie.
Życzę powodzenia i wytrwałości w badaniach historii rodziny.