PODRÓŻE BAZYLKI 2019

Wyjazd do Zakopanego odbył się w długi majowy weekend. Góry „chodziły za mną” już od zeszłych wakacji, ale jakoś ciągle nie wychodziło. Wreszcie pod koniec kwietnia nastąpiła mobilizacja i została podjęta „męska decyzja”: Jedziemy!

Pogoda w majowy weekend nie rozpieszczała, ale co drugi dzień była ładna.

Do Zakopanego dotarliśmy z przyjaciółmi 2 maja około południa. Ponieważ był to nie pierwszy dzień długiego weekendu, więc korków na Zakopiance nie było. Świeciło słońce, było ciepło, więc po zakwaterowaniu się ruszyliśmy na Gubałówkę od strony Harendy i Zębu, bo w pobliżu – w Gutach – mieliśmy pensjonat. Niby proste wejście, ale przy mojej zerowej kondycji w tym roku, dostałam nieźle w tyłek już pierwszego dnia.

Gubałówka to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Zakopanem. Obok Giewontu i Kasprowego Wierchu jest to najpopularniejszy szczyt górujący nad miastem. Z Gubałówki można zobaczyć praktycznie całą panoramę Tatr Polskich i części Słowackich oraz pasma Babiogórskiego.

Gubałówka wznosi się na wysokość  1126 m n.p.m. w Paśmie Gubałowskim położonym w północno – zachodniej części Zakopanego. Po wschodniej stronie znajduje się Ząb ( z tej właśnie strony szliśmy), który jest najwyżej położoną miejscowością w Polsce, a po zachodniej Butorowy Wierch (1 160 m), drugi co do wysokości szczyt pasma.

Na Gubałówce, oczywiście, były tłumy, ale też widoki na wysokie Tatry i całe Zakopane były piękne.

1

2

Piękny widok miałam również z mojego okna w pensjonacie – prosto na Giewont – symbol  Zakopanego.

3

Wieczorem odpoczynek po dużym, jak dla mnie, wysiłku.

Następnego dnia, w Święto Konstytucji 3 maja, od rana padał deszcz ze śniegiem i była mgła. Wyprawa w góry odpadała, więc postanowiliśmy odwiedzić Krupówki i zobaczyć, co się dzieje w mieście.

Przed wyjazdem na Krupówki widzieliśmy, jak nasi gospodarze: Beata i Maciej, ubrani w stroje góralskie wychodzili z domu na przyjęcie pierwszokomunijne do rodziny. Tam tradycja dotycząca stroju jest przestrzegana.

Na Krupówkach było oczywiście mnóstwo ludzi, mnóstwo straganów, mnóstwo barów i restauracji. Trafiliśmy także na świąteczny pochód, który wychodził po Mszy św. z Sanktuarium Najświętszej Rodziny .

W pochodzie 3-majowym wzięło udział kilkaset osób.  Uroczystości rozpoczęły się od złożenia wiązanek pod Drzewem Wolności przy ul. Kościeliskiej. Po nabożeństwie zaś za Ojczyznę, ruszył góralski marsz na Plac Niepodległości. Banderia konna złożona z kilkudziesięciu koni, muzyka góralska, a także młodzi ludzie z ponad 100-metrową flagą Polski przemaszerowali Krupówkami. Przemarszowi przyglądały się setki turystów. Wielu z nich przyłączyło się do marszu.

Na koniec na Placu Niepodległości złożono wiązanki kwiatów pod Pomnikiem Grunwaldzkim

4

5

6

Było to niezwykłe i barwne widowisko!

Po przejściu pochodu pochodziliśmy po straganach kupując to i owo, a później udaliśmy się na posiłek, gdzie nie omieszkałam zamówić sobie pierogi z bryndzą, które były po prostu poezją kulinarną!!!

Wieczór spędziliśmy we własnym towarzystwie, przy ciepłych kaloryferach, piwkując i objadając się niezdrowymi przekąskami 😦

Za to w sobotę dzień przywitał nas pięknym słońcem, a więc zaplanowana wyprawa w góry mogła się odbyć.

Tym razem była to:

Rusinowa Polana i Gęsia Szyja (coś w temacie Kurnika)

Gdy dojechaliśmy do Palenicy Białczańskiej prawie cały parking był już zajęty, ale jakoś znaleźliśmy miejsce, żeby zaparkować. Stąd wychodzą też turyści nad Morskie Oko i stoją biedne koniki katowane przez cały dzień przez ich właścicieli i pseudo turystów. My poszliśmy jednak w prawo, niebieskim szlakiem., w kierunku Rusinowej Polany.

Początkowo łagodne podejście, po kilkunastu minutach podrywa się ku górze i doprowadza kamienistą ścieżką do południowego skraju Rusinowej Polany, gdzie dochodzi czarny szlak z Polany pod Wołoszynem. Po drodze mijamy Waksmundzki Potok z przepiękną kryształową wodą i mnóstwem kamieni i głazów.

7

Niebieski szlak przecina polanę w kierunku północnym. Z lewej strony wyłania się grzbiet Gęsiej Szyi, natomiast ku wschodowi otwiera się panorama Tatr Bielskich i Tatr Wysokich. Po około 10 minutach dochodzimy do skrzyżowania szlaków. Dołącza tutaj zielony szlak z Wierchu Porońca oraz niebieski szlak z Zazadniej

Rusinowa Polana zajmuje powierzchnię ok. 100 ha i leży na wysokości 1170 – 1300 m n.p.m. Rozciąga się z niej piękny widok na Tatry Wysokie – zarówno polskie jak i słowackie. Widać stąd Hawrań, Murań, Lodowy Szczyt, Gerlach, Ganek, Rysy, Mięguszowieckie Szczyty i wiele innych.

10

Na polanie prowadzony jest wypas owiec, a w pobliżu rozstaju szlaków znajduje się bacówka, gdzie można zakupić oscypki, podobno jedne z najlepszych w Tatrach. Na środku polany znajdują się drewniane stoły i ławy gdzie można usiąść, zjeść i podziwiać widoki.

8

9

Na Rusinowej Polanie trochę odpoczęliśmy i posililiśmy się, a potem ruszyliśmy w górę zielonym szlakiem na Gęsią Szyję.  Szlak wznosi się stromo, przecinając górny fragment polany, a następnie trzyma się długiego, zalesionego grzbietu Gęsiej Szyi. Na ścieżce zamontowanych jest około 1100 drewnianych stopni, które trzeba było pokonać.

11 (1)

11 (2)

Im wyżej, tym było więcej i śniegu, i błota, a ja „cienki Bolek” ledwie dawałam radę.  Myślałam, że wykorkuję 😦  lub, że się wycofam. Dotarłam jednak na szczyt! Nagrodą za te wszystkie trudy jest zawsze: piękny widok i satysfakcja!

Punktem kulminacyjnym Gęsiej Szyi są dolomitowe skałki wypiętrzone na wys. 15 m (tzw. Waksmundzkie Skałki),  z których najwyższa wznosi się na wysokość 1490 metrów n.p.m.

13

14

Tutaj ponownie możemy podziwiać przepiękne widoki Tatr Bielskich, Tatr Wysokich, a także Tatr Zachodnich.

15

Z Gęsiej Szyi zielony szlak prowadzi także na Waksmundzką Rówień, skąd można udać w kierunku Wodogrzmotów Mickiewicza, Hali Gąsienicowej lub Toporowej Cyrhli.

My wróciliśmy tą samą drogą, którą przyszliśmy. Droga powrotna była już dużo łatwiejsza, chociaż z pewnością miała swój udział w moich zakwasach. Następnego dnia nie mogłam stanąć na nogi, a po schodach ledwie wchodziłam i schodziłam.

Tego dnia obiad zjedliśmy w „Karczmie u Słodkiego” w pobliżu naszego pensjonatu, a późne popołudnie spędziliśmy na odpoczywaniu. Wieczorkiem oddaliśmy się trunkowej integracji z Beatą i Maciejem – naszymi gospodarzami, wysłuchując bardzo ciekawych góralskich historii.

Niedziela przywitała nas znowu śniegiem i deszczem i nie było sensu nigdzie wychodzić.

Po nabyciu drogą kupna oscypków, warkoczy, itp, i itd wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Mimo wyjazdu przed południem i tak na Zakopiance spędziliśmy 2 godziny jadąc w korku.

No cóż, może moje wyczyny w górach były dalekie od sukcesów, ale zrobiłam pierwsze kroki po bardzo długiej przerwie. Wróciłam z mocnym postanowieniem pracowania nad kondycją, co – do tej pory- niespecjalnie mi jeszcze wychodzi.

Ale mam motywację, czego i Wam życzę.