PODRÓŻE BAZYLKI 2019
Było to w sierpniu, a więc kilka miesięcy temu, ale zdążyłam napisać o tym jeszcze w tym roku 🙂
Nie udała mi się wyprawa do Prowansji, ani do Toskanii, bo w pełni lata ludzie nie jeżdżą tam na zwykłe wycieczki. Upał niemożliwy! Postanowiłam zatem zobaczyć kawałek bliższej Europy.
Trzy piękne miasta, każde inne, każde ciekawe. Zwiedzanie zaczęło się od Paryża.
PARYŻ
Najbardziej ciekawa byłam właśnie Paryża i chyba też najbardziej mnie rozczarował. Być może to moja wina. Może nie potrafiłam wczuć się w tę atmosferę, a może byłam zbyt krótko. W każdym razie oczekiwałam zachwytów, a była raczej szara rzeczywistość. Były jednak miejsca i obiekty, które mi się podobały.
Najbardziej podobał mi się widok z wieży Eiffla.
Mimo, że mam lęk wysokości, to pokonałam go i nie mogłam się napatrzeć
Z wieży Eiffla zeszłam po schodach, bo chciałam rozruszać nogi, no i potem cierpiałam na zakwasy 🙂 , ale w danej chwili bardzo mi to pomogło.
Rejs po Sekwanie pozwolił zobaczyć zabytki stojące przy brzegu i posłuchać trochę historii Paryża.
Katedrę Notre-Dame obeszliśmy dookoła, oglądając tylko to co było widoczne powyżej wysokiego płotu. Pożar, który pewnie wszyscy oglądaliśmy z przerażeniem w TV, uniemożliwił zwiedzanie katedry.
Co jeszcze zobaczyłam w Paryżu? Pola Elizejskie, Łuk Triumfalny, Luwr i przepiękny park z kasztanami i platanami za Luwrem. Ten Park też zrobił na mnie wrażenie, a właściwie to, że ludzie tam tak fajnie wypoczywają. Mnóstwo ludzi oglądało różne występy, spacerowało, siedziało przy sadzawkach i fontannach. Wszędzie dostępne leżaczki, krzesełka, trawniki do rozkładania kocyków. Super!
Dwa razy też przejechałam się paryskim metrem i zobaczyłam miejsca, gdzie bytują uchodźcy.
Byliśmy także w pięknej, wysoko położonej dzielnicy artystów – Montmartre. To właśnie piękna panorama na miasto przyciągnęły tu bohemę artystyczną. To tutaj między innymi tworzył Vincent Van Gogh oraz Auguste Renoir, Pablo Picasso czy Claude Monet. Teraz to miejsce masowo nastawione na turystów.
Montmartre nierozerwalnie związane jest z Bazyliką Sacre-Coeur, która – położona na wapiennym wzgórzu 130 m nad poziomem Sekwany – dominuje nad miastem. To właśnie stąd roztacza się przepiękna panorama całego Paryża. My, niestety, byliśmy tam wieczorem, więc nie nacieszyliśmy oczu tym widokiem, ale panorama świateł Paryża też robiła wrażenie.
Sam Paryż liczy nieco ponad 2 miliony mieszkańców, jako aglomeracja ma już ok. 12 milionów. Do pracy przyjeżdża tu codziennie drugie tyle, a gdy dołożymy do tego turystów (ponad 30 mln. rocznie), to otrzymamy wyobrażenie o wielkości tego miasta, a właściwie o ogromnej liczbie ludzi przewijających się przez to miasto.
Jest to jedno z najbardziej znanych i charakterystycznych miast na kuli ziemskiej. Właściwie każdy ma swoje własne wyobrażenie o tym mieście, bez względu na to, czy udało mu się je odwiedzić czy też nie. Wśród opinii przeważa mit wyjątkowości tego miasta, jego uroku, wszechogarniającej romantyczności i niesamowitego artyzmu jaki spotyka się na każdym kroku. Jak się przekonałam, wiele z nich owszem, sprawdza się, inne zaś nie. Część przyjezdnych opuszcza Paryż wręcz zawiedziona klimatem jaki panuje w tym mieście. Ja chyba należę do tych osób. Widocznie dopadł mnie „syndrom paryski” 🙂
BRUKSELA
To następny etap naszej podróży. Najpierw pojechaliśmy do ATOMIUM . Atomium, to monumentalny model kryształu żelaza, powiększony 165 miliardów razy, znajdujący się w dzielnicy Laeken na przedmieściach Brukseli. Został zbudowany z okazji Wystawy Światowej w Brukseli w 1958 (EXPO-58) (mój rocznik) jako symbol ówczesnych naukowych oraz technicznych osiągnięć „wieku atomu”.
Budowla robi wrażenie! Do tego wewnątrz można zobaczyć wiele ciekawych rzeczy oraz pokazów multimedialnych lub pokazów typu „światło i dźwięk”
Nieopodal znajduje się Muzeum designu: ADAM – Brussels Design Museum. Jest to przestrzeń poświęcona projektowaniu z XX i XXI wieku. Muzeum to pokazuje nam projektowanie tworzyw sztucznych od lat pięćdziesiątych do współczesności.
Można tam nacieszyć oko najróżniejszymi modelami mebli i innych wytworów sztuki użytkowej. Kolorowo i ciekawie!
Po Atomium pojechaliśmy już zobaczyć Brukselę. Nowszą tam, gdzie znajduje się Europarlament
… i tę starszą, z przepięknym Rynkiem Starego Miasta,
…z siusiającym chłopcem
/chłopiec miał ubranko z kwiatów, gdyż akurat był w Brukseli festiwal kwiatowy/
…i z mnóstwem sklepików z oryginalną belgijską czekoladą. Pycha!
Bruksela mnie zachwyciła. To był zwykły dzień w środku tygodnia, a na rynku i w dość sporym otoczeniu mnóstwo ludzi, bawiących się, tańczących, podziwiających występy ulicznych artystów, którzy co kawałek prezentowali swoje umiejętności: tańce, pokazy sportowe, cyrkowe, muzyka i śpiew. Czułam tutaj powiew radości, beztroski i wolności.
Urzekł mnie zwłaszcza jeden z ulicznych śpiewaków. Czarny jak heban, grający na gitarze i śpiewający tak pięknie, że stałam jak zaczarowana. Długo nie mogłam zapomnieć tego występu, został mi głęboko w sercu.
A do Brukseli muszę wrócić!
AMSTERDAM
Amsterdam – miasto inne niż wszystkie. Mnóstwo kanałów, ścieżek rowerowych i rowerów. Tylu rowerów to ja w życiu nie widziałam. Całe ulice, trzypiętrowe parkingi czy parkingi podziemne – wszystko zastawione rowerami. Robi to ogromne wrażenie!
Pierwszym punktem naszego zwiedzania było Muzeum Heinekena.
Oprócz wszystkich akcesoriów niezbędnych do produkcji piwa w historii tego browaru, były również pokazy multimedialne przybliżające proces produkcji piwa i jego dystrybucji. Na koniec czekała nas niespodzianka: degustacja pysznego, zimnego, pełnego bąbelków piwa. Mniam, mniam!!!
A potem zwiedzaliśmy zabytkowe budynki i ciekawe zakamarki miasta, łącznie z Dzielnicą Czerwonych Latarni i Chińską Dzielnicą.
/Dworzec PKP/
Odwiedzaliśmy sklepy np. z wyrobami z marihuany i kawiarnie, żeby posilić się i zaspokoić pragnienie
/i kotek na wystawie się trafił :)/
Nasz pobyt w Amsterdamie zakończył się rejsem po kanałach, podczas którego można było wysłuchać kolejnych ciekawych opowieści.
Co szczególnie zapamiętałam? Podczas chodzenia po mieście, co kawałek spotykaliśmy grupy młodzieńców lub dziewcząt ,śpiewających, tańczących i wznoszących wspólnie okrzyki.
Ubrani byli elegancko w odświętne stroje, chłopcy w jednakowych krawatach. Bardzo nas to intrygowało. Gdy później zapytaliśmy przewodnika, powiedział nam, że właśnie skończyła się rekrutacja do szkół i młodzież w ten sposób demonstruje swoją radość i zaznacza w ten sposób przynależność do określonej grupy. ( Myślę, że u nas to nie do pomyślenia. Prędzej każdy popukał by się w głowę, niż ośmielił się okazać taką radość).
I znowu tak samo jak w Brukseli zachwyciła mnie nie tylko materia, ale i duch, atmosfera krążąca między, lub nad ludźmi.
Podsumowując: męcząca to była wyprawa, ale na pewno warto było to wszystko zobaczyć i poczuć.
W te święta byłam w Warszawie i muszę powiedzieć, że trochę tej atmosfery znalazłam na Krakowskim Przedmieściu i w pobliżu Zamku Królewskiego. W I święto było tam mnóstwo ludzi, pięknie oświetlony Zamek i spadające na jego tle śnieżki, mnóstwo świateł na ulicy, na drzewach, na domach.
Co kawałek artyści prezentujący swoje umiejętności ( nawet tańce pod Belwederem) i radość dookoła. Tak! To była ta atmosfera, która dodaje energii i sprawia, że świat staje się piękniejszym.