Strona główna

Cześć, to ja…

1 komentarz

COVID-19

.
UWAGA: Włącz napisy, wybierz automatyczne ich tłumaczenie i rodzaj języka.

.
Refleksje skromnego Lisa:

Ludzkość dostała dokładnie taką chorobę, jakiej potrzebowała.

Przestaliśmy szanować zdrowie, więc choroba uświadamia nam, że najbardziej powinno nam na Nim zależeć.

Przestaliśmy szanować Naturę i dlatego dostaliśmy taką chorobę, by przekonać się, jak bardzo jest Ona cenna

Przestaliśmy przebywać w rodzinach,więc ta choroba zamknęła nas w naszych domach, aby nauczyć nas jak funkcjonować z bliskimi.

Przestaliśmy szanować osoby starsze i chore, więc choroba naraża najbardziej Ich, abyśmy pamiętali jak bardzo są bezbronni.

Przestaliśmy doceniać pracowników służby zdrowia i farmaceutów, więc choroba ta pozwala zobaczyć, jak bardzo są oni niezbędni.

Przestaliśmy szanować nauczycieli, dlatego choroba zamknęła nasze szkoły, aby rodzice mogli sami spróbować nauczać swoje dzieci.

Myśleliśmy, że możemy kupić wszystko, być gdziekolwiek i z kimkolwiek chcemy, więc dostaliśmy taką chorobę, aby zdać sobie sprawę, że nie wszystko jest tak oczywiste.

Mamona złapała nas w szpony, spędzaliśmy wolny czas w centrach handlowych, więc choroba zamknęła je, abyśmy mogli zrozumieć, że nie można kupić szczęścia.

Skupialiśmy wiele uwagi na naszym wyglądzie i porównywaniu siebie, więc choroba zakryła nasze twarze, abyśmy zrozumieli, że nie w wyglądzie tkwi piękno.

Choroba ta zabiera nam dużo, ale jednocześnie daje nam możliwość uczenia się tak wiele i zrozumienia tego, co w życiu jest najważniejsze.

Mamy chorobę, której naprawdę potrzebowaliśmy jako „ludzkość”.

KORZYŚCI z Koronawirusa… to także CZYSTE powietrze na Niebie i Ziemi…
WIĘCEJ CZASU dla siebie, bliskich i na zrobienie generalnego porządku w mieszkaniu, domu, garażu, ogrodzie…

Na pewno ta choroba kiedyś minie, obyśmy tylko prawidłowo i w pełni skorzystali z tej lekcji. A pamięć o jej ofiarach trwale odmieniła każdą i każdego z nas.

 

Zapraszam do dyskusji, zapewne macie też własne spostrzeżenia i refleksje związane z pozytywną działalnością niewidzialnego dobroczyńcy.

Obudź się, zaczynamy !

1 komentarz

Świat jest taki piękny, a Ty śpisz ? Wstawaj, szkoda dnia !

KROSNY – old rooster in the morning | kogut ranną porą

.

Dwa plus jeden – Wstawaj szkoda dnia

.
Nareszcie świt zastąpił noc.
Powietrze świeże jak po burzy.
Więc po co chowasz twarz pod koc??
Dzisiejszy dzień się nie powtórzy.
Czekają gry nierozegrane.
Czekają sny niewypełnione.
Czekają wiatry nieschwytane.
A każdy woła w Twoją stronę!!

Wstawaj szkoda dnia, wstawaj szkoda dnia!
Wstawaj szkoda dnia, wstawaj szkoda dnia!

Dlaczego kryjesz się we mgle?
I zarośniętą biegniesz ścieżką.
Dlaczego ciągniesz wspomnień tren?
I przywołujesz co odeszło?
Czekają gry nierozegrane.
Czekają sny niewypełnione.
Czekają wiatry nieschwytane.
A każdy woła w Twoją stronę!

Wstawaj szkoda dnia, wstawaj szkoda dnia!
Wstawaj szkoda dnia, wstawaj szkoda dnia!

Do siego roku !

Dodaj komentarz

Moi mili, życzę Wam tyle szczęścia w Nowym Roku !

Ile razy rząd skłamał,
Ile prezes obietnic złamał,
Jaki premier ukrywa dług,
Ile Ruscy mają w rządzie sług,
Jak ważna dla rządzących euro kariera,
Ile SB-eków emerytury pobiera,
Jak mocno PO-PiS koryta się trzyma,
Ile zdrożała benzyna,
Ile Komorowski popełnił gaf,
Ile lemingi biją Lisience braw,
Ile poszło na ratowanie biednych Greków,
Ile minister zdrowia wywalił z listy leków,
Ile Kalisz sadła dźwiga,
Ile Bolek w lotka wygrał,
Ile kibole używają pirotechniki,
Ilu Polaków nie zna prawdziwej polityki,
Ile w łapę poszło na boku…
.

.
I w wersji tanecznej (HD)

SYLWESTER 2022

Dodaj komentarz

Kochani, długo mnie tu nie było, ale może wizyta w ostatnim dniu roku pociągnie za sobą kolejne odwiedziny.

Nadchodzący Nowy Rok otwiera się przed nami i wzbudza nadzieję, że wykonamy więcej z zadań, które przed sobą postawimy.

Dzisiaj chcę Wam złożyć życzenia noworoczne, a ponieważ jestem umysłem ścisłym, więc takie oto życzenia dla Was wybrałam:

GDY Z UKŁADU WSPÓŁRZĘDNYCH ODCZYTUJEMY PUNKT (31,12)

PRAGNĘ ŻYCZYĆ

I jeszcze krótkie rady na ostatni dzień roku, bo od nich zależy to, co nas może spotkać w przyszłości.

A zatem:

  • Jeśli chcecie być bogaci w przyszłym roku, to musicie w Sylwestra mieć przy sobie banknot i łuskę karpia wigilijnego ( ja mam, już w wigilię o tym pomyślałam 🙂 ).
  • Jeśli chcecie mieć szczęście w miłości, to musicie w Sylwestra włożyć nową bieliznę, która dodatkowo powinna być czerwona.
  • Jeśli chcecie się pozbyć problemów, smutków i zmartwień, to wypiszcie je wszystkie na karteczkach ( podobno też czerwonych – nie wiem skąd je wezmę) i spalcie je w czasie nocy sylwestrowej. Spłuczcie popiół w toalecie, niech zginą i przepadną.

Zatem powodzenia! Działajcie, żeby pomóc szczęściu 🙂

Wasza Bazylka.

sia-ba-sia-ba-sia…

52 Komentarze

… sia-ba-sia-ba-sia !

4 grudnia to wyjątkowy dzień i należy do kobiet o imieniu Barbara.

Dlatego wszystkim Basiom składamy najserdeczniejsze życzenia…
basiowego życia, basiowego szczęścia, basiowego zdrowia, basiowych radości, spełnienia wszelkich basiowych marzeń… i wszystkiego co basiowe.
A także jakiegoś basio-ra do towarzystwa przynajmniej.

Jest wśród nas kobieta, która twierdzi, że nosi takie imię, ale to przecież Bazylka.

.
Barbara to po grecku barbarzynka. Tak wołano w dawnej Grecji i Rzymie na niewolnice sprowadzane z dalekich, barbarzyńskich krajów. Przy tym słowo barbarzyńca nie oznaczało wtedy jakiegoś okrutnego dzikusa, tylko człowieka spoza świata rzymsko-greckiej kultury.

Święta Barbara zyskała sobie ogromną popularność, gdyż polecano się jej opiece w razie zagrożenia nagłą śmiercią. (Podobną funkcję pełnił też św. Mikołaj.) Według starej legendy, św. Barbara była dziewczyną bardzo utalentowaną, która do prawd wiary chrześcijańskiej doszła własnym rozumem, między innymi dzięki obserwacjom planet (a więc mogłaby być patronką astronomów i astrologów). Zginęła jakoby męczeńską śmiercią z ręki rodzonego ojca, ale w okrutnika zaraz uderzył piorun!
Na pamiątkę owego wybuchu boskiego gniewu wzięli Barbarę za swoją patronkę wszyscy ci, którzy mieli do czynienia z hukiem i eksplozjami, a więc kamieniarze i górnicy, hutnicy i artylerzyści, a także marynarze i producenci prochu. Wszyscy oni byli też zagrożeni nagłą śmiercią.
Ostatnio jednakże kościół wykreślił św. Barbarę z listy świętych historycznych, czyli tych, którzy niewątpliwie istnieli.

.
Imię to szczególnie upodobali sobie Polacy. Henryk Sienkiewicz, Maria Dąbrowska, Czesław Miłosz nazywali tak bohaterki swoich słynnych powieści. Barbara jako jedyne imię jest wymieniona w naszym hymnie narodowym: „mówił ojciec do swej Basi”. Słowa hymnu mówią o tym, że stary patriota koi łzy swej córki (Barbary), którą zbytnio wzruszył dźwięk bojowych bębnów. Wydaje się, że Matka Polka mogłaby mieć właśnie Barbara na imię.

Liczba imienia Barbara równa się dwa. Dwójka oznacza z jednej strony, zgodę i współdziałanie, ale z drugiej strony to, co dzikie i nieujarzmione, siły dziewiczej przyrody. Dlatego w astrologii z tym imieniem wiążą się dwa zupełnie odmienne symbole: łagodny i współczujący znak Ryb, oraz dzika planeta – Mars. Nic dziwnego, że srodzy wojownicy tęsknili do swoich Barbar. Barbary są wrażliwe na zew natury. Nie wytrzymują długo w mieście i w salonach. Od wysoko cywilizowanego środowiska wolą wędrówki po polach i lasach, mgły, poranne chłody i dotyk ziemi pod bosą stopą. Bez kłopotu aklimatyzują się na wsi i w miejscach, gdzie panuje swojski prymityw.

Stosunek Barbar do swoich najbliższych jest szczególny. Jeżeli czas jest pomyślny, pozwalają im robić, co się komu żywnie podoba. Za to kiedy się źle dzieje, budzą się w nich uczucia opiekuńcze i poczucie odpowiedzialności. W razie jakiegoś zagrożenia gotowe są walczyć jak lwice. Silny jest u nich instynkt rodzinny i rodowa solidarność.

Leć Basiu, leć !

.
Wibracje tego imienia, jak powiedziano, są najbliższe znakowi Ryb. Barbary ze znaku Ryb bywają natchnione i chodzą własnymi ścieżkami, ale również łatwo uruchamiają w sobie marsowe energie. Dobrze też czują się z tym imieniem pokrewne znaki żywiołu wody: Skorpion i Rak. Również Baran i Byk z wdziękiem będą nosić to imię, a to z powodu swoich bliskich związków z naturą. Barbara ze znaku Wodnika będzie próbowała żyć według własnych pomysłów, a w znaku Lwa (i Strzelca) będzie mieć skłonność do przesadnych gestów i męskich sportów. Koziorożce tego imienia mogą za to zbytnio gustować w życiu wiejskim i prymitywnym. Bliźnięta, Waga i Panna będą, mimo swego imienia, tęsknić do cywilizacji.

ZDROBNIENIA: Bacha, Basia, Basiunia, Basieńka, Baśka, Barbarka, Barburka
INNE FORMY: Bachna, Barbarka, Barbora, Barbórka, Warwara… Bar(a)bara *)
OBCE FORMY: Barbara (ang.); Barbara, Barbe (fr.); Barbara (niem.); Varvara, Barbara (połud.-słow).

źródło: Barbara

I jeszcze trochę kwiatów…

Francusko – Niderlandzka przygoda.

7 Komentarzy

PODRÓŻE BAZYLKI 2019

Było to w sierpniu, a więc kilka miesięcy temu, ale zdążyłam napisać o tym jeszcze w tym roku 🙂

Nie udała mi się wyprawa do Prowansji, ani do Toskanii, bo w pełni lata ludzie nie jeżdżą tam na zwykłe wycieczki. Upał niemożliwy! Postanowiłam zatem zobaczyć kawałek bliższej Europy.

Trzy piękne miasta, każde inne, każde ciekawe. Zwiedzanie zaczęło się od Paryża.

PARYŻ

Najbardziej ciekawa byłam właśnie Paryża i chyba też najbardziej mnie rozczarował. Być może to moja wina. Może nie potrafiłam wczuć się w tę atmosferę, a może byłam zbyt krótko. W każdym razie oczekiwałam zachwytów, a była raczej szara rzeczywistość. Były jednak miejsca i obiekty, które mi się podobały.

Najbardziej podobał mi się widok z wieży Eiffla.

1

Mimo, że mam lęk wysokości, to pokonałam go i nie mogłam się napatrzeć

2

3

Z wieży Eiffla zeszłam po schodach, bo chciałam rozruszać nogi, no i potem cierpiałam na zakwasy 🙂 , ale w danej chwili bardzo mi to pomogło.

Rejs po Sekwanie pozwolił zobaczyć zabytki stojące przy brzegu i posłuchać trochę historii Paryża.

4

5

Katedrę Notre-Dame obeszliśmy dookoła, oglądając tylko to co było widoczne powyżej wysokiego płotu. Pożar, który pewnie wszyscy oglądaliśmy z przerażeniem w TV, uniemożliwił zwiedzanie katedry.

6

Co jeszcze zobaczyłam w Paryżu? Pola Elizejskie, Łuk Triumfalny, Luwr i przepiękny park z kasztanami i platanami za Luwrem. Ten Park też zrobił na mnie wrażenie, a właściwie to, że ludzie tam tak fajnie wypoczywają. Mnóstwo ludzi oglądało różne występy, spacerowało, siedziało przy sadzawkach i fontannach. Wszędzie dostępne leżaczki, krzesełka, trawniki do rozkładania kocyków. Super!

7

8

9

10

11

12

Dwa razy też przejechałam się paryskim metrem i zobaczyłam miejsca, gdzie bytują uchodźcy.

Byliśmy także w pięknej, wysoko położonej dzielnicy artystów – Montmartre. To właśnie piękna panorama na miasto przyciągnęły tu bohemę artystyczną. To tutaj między innymi tworzył Vincent Van Gogh oraz Auguste Renoir, Pablo Picasso czy Claude Monet. Teraz to miejsce masowo nastawione na turystów.

13

Montmartre nierozerwalnie związane jest z Bazyliką Sacre-Coeur, która – położona na wapiennym wzgórzu 130 m nad poziomem Sekwany – dominuje nad miastem. To właśnie stąd roztacza się przepiękna panorama całego Paryża. My, niestety, byliśmy tam wieczorem, więc nie nacieszyliśmy oczu tym widokiem, ale panorama świateł Paryża też robiła wrażenie.

14

Sam Paryż liczy nieco ponad 2 miliony mieszkańców, jako aglomeracja ma już ok. 12 milionów. Do pracy przyjeżdża tu codziennie drugie tyle, a gdy dołożymy do tego turystów (ponad 30 mln. rocznie), to otrzymamy wyobrażenie o wielkości tego miasta, a właściwie o ogromnej liczbie ludzi przewijających się przez to miasto.

Jest to jedno z najbardziej znanych i charakterystycznych miast na kuli ziemskiej. Właściwie każdy ma swoje własne wyobrażenie o tym mieście, bez względu na to, czy udało mu się je odwiedzić czy też nie. Wśród opinii przeważa mit wyjątkowości tego miasta, jego uroku, wszechogarniającej romantyczności i niesamowitego artyzmu jaki spotyka się na każdym kroku. Jak się przekonałam, wiele z nich owszem, sprawdza się, inne zaś nie. Część przyjezdnych opuszcza Paryż wręcz zawiedziona klimatem jaki panuje w tym mieście. Ja chyba należę do tych osób. Widocznie dopadł mnie „syndrom paryski” 🙂

BRUKSELA

To następny etap naszej podróży. Najpierw pojechaliśmy do ATOMIUM .  Atomium, to monumentalny model kryształu żelaza, powiększony 165 miliardów razy, znajdujący się w dzielnicy Laeken na przedmieściach Brukseli. Został zbudowany z okazji Wystawy Światowej w Brukseli w 1958 (EXPO-58) (mój rocznik) jako symbol ówczesnych naukowych oraz technicznych osiągnięć „wieku atomu”.

15

16

17

Budowla robi wrażenie! Do tego wewnątrz można zobaczyć wiele ciekawych rzeczy oraz pokazów multimedialnych lub pokazów typu „światło i dźwięk”

18

Nieopodal znajduje się Muzeum designu: ADAM – Brussels Design Museum. Jest to przestrzeń poświęcona projektowaniu z XX i XXI wieku.  Muzeum to pokazuje nam projektowanie tworzyw sztucznych od lat pięćdziesiątych do współczesności.

19

20

Można tam nacieszyć oko najróżniejszymi modelami mebli i innych wytworów sztuki użytkowej. Kolorowo i ciekawie!

Po Atomium pojechaliśmy już zobaczyć Brukselę. Nowszą tam, gdzie znajduje się Europarlament

21

22

… i tę starszą, z przepięknym Rynkiem Starego Miasta,

23

24

24-1

…z siusiającym chłopcem

25

/chłopiec miał ubranko z kwiatów, gdyż akurat był w Brukseli festiwal kwiatowy/

25-1

…i z mnóstwem sklepików z oryginalną belgijską czekoladą. Pycha!

Bruksela mnie zachwyciła. To był zwykły dzień w środku tygodnia, a na rynku i w dość sporym otoczeniu mnóstwo ludzi, bawiących się, tańczących, podziwiających występy ulicznych artystów, którzy co kawałek prezentowali swoje umiejętności: tańce, pokazy sportowe, cyrkowe, muzyka i śpiew. Czułam tutaj powiew radości, beztroski i wolności.

26

Urzekł mnie zwłaszcza jeden z ulicznych śpiewaków. Czarny jak heban, grający na gitarze i śpiewający tak pięknie, że stałam jak zaczarowana. Długo nie mogłam zapomnieć tego występu, został mi głęboko w sercu.

A do Brukseli muszę wrócić!

AMSTERDAM

Amsterdam – miasto inne niż wszystkie. Mnóstwo kanałów, ścieżek rowerowych i rowerów. Tylu rowerów to ja w życiu nie widziałam. Całe ulice, trzypiętrowe parkingi czy parkingi podziemne – wszystko zastawione rowerami. Robi to ogromne wrażenie!

26-1

Pierwszym punktem naszego zwiedzania było Muzeum Heinekena.

27

Oprócz wszystkich akcesoriów niezbędnych do produkcji piwa w historii tego browaru, były również pokazy multimedialne przybliżające proces produkcji piwa i jego dystrybucji. Na koniec czekała nas niespodzianka: degustacja pysznego, zimnego, pełnego bąbelków piwa. Mniam, mniam!!!

28

29

30

31

A potem zwiedzaliśmy zabytkowe budynki i  ciekawe zakamarki miasta, łącznie z Dzielnicą Czerwonych Latarni i Chińską Dzielnicą.

32

33

32-1

34

35

36

/Dworzec PKP/

37

Odwiedzaliśmy sklepy np. z wyrobami z marihuany i kawiarnie, żeby posilić się i zaspokoić pragnienie

38

/i kotek na wystawie się trafił :)/

Nasz pobyt w Amsterdamie zakończył się rejsem po kanałach, podczas którego można było wysłuchać kolejnych ciekawych opowieści.

Co szczególnie zapamiętałam? Podczas chodzenia po mieście, co kawałek spotykaliśmy grupy młodzieńców lub dziewcząt ,śpiewających, tańczących i wznoszących wspólnie okrzyki.

39

Ubrani byli elegancko w odświętne stroje, chłopcy w jednakowych krawatach. Bardzo nas to intrygowało. Gdy później zapytaliśmy przewodnika, powiedział nam, że właśnie skończyła się rekrutacja do szkół i młodzież w ten sposób demonstruje swoją radość i zaznacza w ten sposób przynależność do określonej grupy. ( Myślę, że u nas to nie do pomyślenia. Prędzej każdy popukał by się w głowę, niż ośmielił się okazać taką radość).

I znowu tak samo jak w Brukseli zachwyciła mnie nie tylko materia, ale i duch, atmosfera krążąca między, lub nad ludźmi.

Podsumowując: męcząca to była wyprawa, ale na pewno warto było to wszystko zobaczyć i poczuć.

W te święta byłam w Warszawie i muszę powiedzieć, że trochę tej atmosfery znalazłam na Krakowskim Przedmieściu i w pobliżu Zamku Królewskiego. W I święto było tam mnóstwo ludzi, pięknie oświetlony Zamek i spadające na jego tle śnieżki, mnóstwo świateł na ulicy, na drzewach, na domach.

40

Co kawałek artyści prezentujący swoje umiejętności ( nawet tańce pod Belwederem) i radość dookoła. Tak! To była ta atmosfera, która dodaje energii i sprawia, że świat staje się piękniejszym.

 

I znów na horyzoncie …

8 Komentarzy

… zdarzeń widać Nowy Rok ! Tym razem szczególnie okrągły, bo…

2 0 2 0

Czyli… dwa łabądki i dwa zera. Tym, którzy nie wiedzą czym są łabądki, wyjaśniam, że są to aluminiowe zakrętki od butelek z oderwaną obrączką, stanowiącą rodzaj plomby i ukształtowaną podobnie do szyi łabędzia. Takie coś przynosi tatuś dzieciom na pocieszenie, gdy wraca ze spotkania z kolegami. Gdy sklepy z zabawkami już dawno zamknięte. I obiecuje wszystkim poprawę.
Jeśli chodzi o dwa zera, to chyba nie muszę objaśniać.
W sumie, jak już to widać, zapowiada się nieźle ;(

A przecież  tak niedawno witaliśmy poprzedni 2019. Czy był udany? Zależy dla kogo i każdy wie o tym najlepiej. Ja nie mogę narzekać i… oby następny nie był gorszy !
A nawet jakby czuję, że może być ciekawszy i weselszy. Więcej nie zdradzę, bo muszę szybko odpukać w niemalowane, by nie zapeszyć.

Ponieważ myśl składa się z informacji i energii, a te potrafią wspólnie wiele zdziałać.  Zarówno pozytywnie, jak i wprost przeciwnie. Nawet tzw. cuda i kataklizmy. I niekoniecznie każda myśl, ale na pewno ta zawierająca wiele dobrych lub złych emocji i intencji. Od życzeń, poprzez modlitwy i medytacje, po przekleństwa i uroki.
Również w tym celu wspólnie modlimy się, jak i w licznych grupach  spędzamy wieczór sylwestrowy, by wzmóc potęgę myśli i wywołać określone zdarzenia.

Bob Proctor – Myśli są energią

Dlatego podczas składania życzeń na cały kolejny Nowy Rok, pamiętajmy jak ważna  jest intencja i forma tego przekazu. Także i o tym, że same formułki typu „Szczęśliwego Nowego Roku”, czy też „Do siego Roku”, niedbale wymruczane lub wyrecytowane byle jak i ogólnie, na pewno nie zadziałają. Natomiast mogą osłabić te, które ktoś nam przed chwilą złożył naprawdę życzliwie i szczerze.

Niedowiarkom proponuję wysłuchać uzasadnienia naukowego pt.
Energia relacji międzyludzkich – Tomasz Gruba

Natomiast tym przekonanym proponuję porcję muzyki w celu rozruszania stawów i usunięcia skrzypienia kości, co niektórym może przydać się już jutro wieczorem.

Proponuję wsłuchać się i polubić tę piosenkę, bo na pewno wszędzie ją zagrają.
Nie raz i nie dwa, bo to przecież przebój w wykonaniu Zenka M.

Akcent – Przez Twe Oczy Zielone

Jednak można się pobujać i pokręcić, zarówno w fotelu jak i w kapciach.
Kto temu zaprzeczy?

Lawendowe pola

Dodaj komentarz

PODRÓŻE BAZYLKI 2019

1 (2)

Moim marzeniem było jechać do Prowansji, zobaczyć pola lawendowe. Niestety, Prowansja nie wypaliła, gdyż sensowne wycieczki w tamtą stronę:

  • po pierwsze – odbywają się jesienią
  • po drugie – lawenda już wtedy nie kwitnie.

Nawet zarezerwowałam jedną wycieczkę, ale ją odwołano, bo było za mało chętnych. Dowiedziałam się jednak, że w Polsce też można znaleźć lawendowe pola, i to całkiem ode mnie niedaleko. Takie przepiękne miejsce znajduje się 22 km od Olsztyna – w Nowym Kawkowie. Ja mam do tego miejsca ok. 90 km, więc oczywiście wybrałam się tam na wycieczkę.

Na miejsce dojechałam ok. godz. 11. W tym samym czasie dojechała tam również jakaś większa grupa ludzi, więc dołączyłam do nich.

Przesympatyczna p. Joasia, właścicielka , zaprosiła nas najpierw na prelekcję o tym klimatycznym miejscu. Usadowiliśmy się wszyscy w salce tzw. Żywego Muzeum i tam wysłuchaliśmy historii  powstania lawendowych pól i muzeum.

3

Muzeum Żywe to pomysł ś.p. Jacka Olędzkiego z Uniwersytetu Warszawskiego, członka PAN, który kiedyś uczył studentów  etnograficznego myślenia. Polegał na stworzeniu muzeum, które jest aktywne i twórcze. Jest to muzeum nietypowe: można tu zdobyć praktyczną wiedzę i umiejętności. Jest też tradycyjna ekspozycja, lecz występuje raczej jako tło. Ważne jest, by eksponaty prowadziły aktywny żywot, jak wówczas, gdy były jeszcze w zwykłym użyciu. A najważniejsze – że przy dawnego typu czynnościach, w dawnym typie wnętrza, w miejscu niejako poza czasem, następuje szczególny rodzaj Spotkania. Pojawia się nowa jakość, nowa przestrzeń poznania.

Lawendowe Muzeum Żywe im. Jacka Olędzkiego  zostało otwarte 15 czerwca 2014 r. o godz. 15.00 jako  etnograficzny przystanek edukacyjny i warsztatowy, w którym można zasmakować powrotu do wiejskich czasów minionych.

Lawendowe pole to nie tylko muzeum i kawałek pola, ukryte gdzieś z dala od świata, na warmińskiej wsi. To kawałek historii zwykłych ludzi, którzy w ucieczce przed zgiełkiem dużego miasta dokonali czegoś niemożliwego. Stworzyli miejsce przepełnione duszą. Miejsce, z którego nie chce się wyjeżdżać.

2

Właścicielką tego miejsca jest pani Joanna Posoch, która porzuciła wygodne, ale pełne chaosu miejskie życie, a w zamian zyskała spokój i możliwość obcowania z naturą. Towarzyszy jej mąż, który też dawno temu zawędrował na warmińską wieś i tam już pozostał.

Chata, która jest miejscem dla Lawendowego Muzeum Żywego sprowadzona została  aż z Łemkowszczyzny. Tereny Warmii są zamieszkane przez przesiedleńców  z tamtych stron i p.Joasia wymyśliła, że w ten sposób połączy kulturowo te dwie krainy.

4

Chata w środku:

/jadalnia/

5

/biblioteka/

6

Było jeszcze sporo opowieści z czasów, gdy powstawało to miejsce, ale ja może na tych krótkich informacjach poprzestanę. Więcej można poczytać w książce p. Joanny Posoch  „Lawendowe Pole”.

Po tych ciekawych opowieściach zaproszono nas na poczęstunek przesmacznymi potrawami: serkami na słodko i na słono , pomidorkami z kozim serem, syropem lawendowym do przyprawiania twarożków czy herbaty, naleśnikami lawendowymi z jagodami, a nawet winem lawendowym. Wszystko mi bardzo smakowało, ale z niektórych rozmów wywnioskowałam, że ludzie do których dołączyłam, to jakaś wycieczka z uniwersytetu (nie wiem jakiego), a poczęstunek był zamówiony i opłacony wcześniej. I tak, nieświadomie, załapałam się – na sępa – na takie smakowitości.

/poczęstunek/

7

/syrop lawendowy /

8

Dodam, że na deser była jeszcze kawa i ciasteczka lawendowe. 🙂

Później poszliśmy zwiedzić górę domu, gdzie znajdowała się suszarnia lawendy i miejsce na warsztaty organizowane w czasie kwitnienia lawendy, na których uczestnicy (przeważnie uczestniczki) wyrabiają lawendowe syropy, olejki, mydełka czy pachnące wody toaletowe.

Suszarnia też robi ogromne wrażenie – mnóstwo stojaków z bukiecikami lawendy i bukiecików leżących na podłodze. I ten zapach!!!

9

10

Potem już każdy sam poszedł na pola lawendowe nacieszyć się przepięknym widokiem kwitnącej lawendy.

Na dwóch poletkach krzewy lawendy rosną w rzędach, a na jednym posadzone są w ten sposób, że powstaje spirala. Oryginalnie!

11

12

Na koniec udałam się do lawendowego sklepiku, gdzie skusiłam się na wiele różnych atrakcyjnych, lawendowych wyrobów.

13

14

Z pewnością jestem usatysfakcjonowana moją wycieczką. Prowansja może poczekać 🙂 Nowe Kawkowo jest może trochę skromniejsze, ale z pewnością równie klimatyczne.

15

 

Upiór w operze

Dodaj komentarz

1

Pewnego grudniowego  wieczoru, po wyjściu z teatru „Kwadrat”, wymyśliłyśmy z koleżanką, że bardzo byśmy chciały zobaczyć jeden z piękniejszych musicali na świecie  „Upiór w operze”.

W teatrze Roma ten spektakl już dawno przestał być grany ale, jak się okazało, jest jeszcze szansa zobaczyć go w Białymstoku. Zostało zatem postanowione: jedziemy do Białegostoku do Opery Podlaskiej. Doczytałyśmy, że musical miał być grany przez 3 miesiące: kwiecień, maj i czerwiec. Biletów jeszcze nie sprzedawano, ale już w lutym pojawiła się taka możliwość. Zamówiłyśmy bilety na 26 maja, a więc  na Dzień Matki. Trzeba było także zarezerwować nocleg, bo z Białegostoku do Warszawy nie jest blisko, a do Iławy jeszcze dalej. Ale czego się nie robi dla sztuki  🙂

Nadszedł jednak ten dzień, kiedy wreszcie pojechałam do Białegostoku – przez Warszawę – zabierając po drodze koleżankę.

Spektakl był wieczorem, więc czas wolny wykorzystałyśmy na spacer po centrum miasta i zjedzenie obiadu w bardzo ciekawej restauracji „Babka”, gdzie serwowano wiele regionalnych potraw: rosyjskich, litewskich, białoruskich i ukraińskich. Dodam, że bardzo smacznych. Trochę długo oczekiwało się na danie, ale było warto. Takie cuda wymagają przecież czasu.

Po krótkim odpoczynku i przygotowaniu się do „wielkiego wyjścia” , udałyśmy się spacerkiem do przepięknej Opery Podlaskiej.

Opera i Filharmonia Podlaska – Europejskie Centrum Sztuki w Białymstoku , to obecnie największa instytucja artystyczna na terenie północno-wschodniej Polski i najnowocześniejsze centrum kulturalne w tej części Europy. W obecnym stanie i w obecnym nowoczesnym gmachu funkcjonuje od   28 września 2012 roku.

2

3

4

Gmach opery przepiękny, ale celem naszej wyprawy  był „Upiór w operze”  i jemu teraz poświęcę parę słów.

Upiór w operze to musical stworzony w 1986 przez Andrew Lloyd Webbera (muzyka) oraz Charlesa Harta i Richarda Stilgoe (libretto). Fabuła musicalu jest osnuta na kanwie powieści Gastona Leroux z 1911 roku i koncentruje się na losach młodej sopranistki Christine Daaé, która staje się obsesją tajemniczego zdeformowanego geniusza muzycznego, znanego jako Upiór Opery. Spektakl miał światową prapremierę w październiku 1986 na deskach londyńskiego teatru Her Majesty’s Theatre. Jest:

  • drugim najdłużej granym musicalem w historii West Endu (po Les Misérables);
  • najdłużej granym musicalem w tym samym teatrze (Les Misérables dwa razy się przeprowadzał);
  • najdłużej w historii granym (od 1988 do dziś) spektaklem na Broadwayu;
  • najbardziej dochodowym musicalem w historii, łączny przychód przekroczył 5 miliardów dolarów.

W 2004 roku na bazie musicalu powstał film w reżyserii Joela Schumachera.

Polska wersja tego musicalu została wystawiona w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego, premiera miała miejsce 15 marca 2008 roku. Była to wersja non replica (z prawem do drobnych zmian w inscenizacji). W dniu 15 listopada 2008 na wieczornym przedstawieniu gościem był sam kompozytor, Andrew Lloyd Webber[11]. W dniu 13 lutego 2010 odbyło się pięćsetne przedstawienie. W dniu 6 czerwca 2010 miało miejsce ostatnie, 572 przedstawienie w Romie.

24 maja 2013 odbyła się premiera drugiej inscenizacji musicalu w Polsce na scenie Opery Podlaskiej we współpracy z warszawskim Teatrem Roma. Reżyseruje ponownie Wojciech Kępczyński, główne role śpiewają przede wszystkim wykonawcy z wcześniejszej inscenizacji warszawskiej. 24 stycznia 2016 odbyło się setne przedstawienie Upiora w Białymstoku. Z tej okazji zorganizowany został Zlot Fanów Upiora.

W spektaklu bierze udział każdorazowo aż 130 osób – obsady, muzyków oraz obsługi technicznej widowiska. Przedstawienie wymaga 21 zmian scenograficznych.

„Polską wersję musicalu wyróżnia unowocześniona, filmowa płynność realizacji, jak również doskonałe odtworzenie realiów historycznego miejsca akcji – legendarnej Opery Paryskiej. Także polska interpretacja wykracza daleko poza historię miłosnego trójkąta. Jest to sztuka z niezwykle aktualnym przesłaniem dotyczącym problemu konfrontacji z „innym”, naszej tolerancji i podświadomych lęków. Tytułowy bohater, odrzucony przez społeczeństwo na skutek swych fizycznych ułomności, symbolizuje wszystkich wykluczonych. I właśnie w tym tkwi sukces opowieści o Upiorze – porywa, wzrusza i prowokuje do myślenia.” / Tyle napisano na stronie Opery Podlaskiej w Białymstoku/

Gmach opery i jej wnętrze robi na nas ogromne wrażenie. Na widowni siedzenia w intensywnych kolorach: zielonym i czerwonym. Na brzegu sceny znajduje się ogromny eksponat, przykryty narzutą – domyślamy się, że to słynny żyrandol.

5

6

Spektakl się zaczyna:

Rok 1919. Odbywa się licytacja pamiątek teatralnych w zrujnowanym wnętrzu Opera Populaire. Licytują głównie (wiekowi już): wicehrabia Raoul de Chagny (m.in. kupuje pozytywkę z małpką) i Mme Giry. Ostatnim eksponatem są resztki kryształowego żyrandola. W trakcie jego podnoszenia w celu prezentacji następuje retrospekcja (Overture), wszystko nabiera blasku i koloru. Przenosimy się do roku 1870.

Ogromny żyrandol wznosi się do góry i zawisa centralnie nad moją głową. Mam się czego bać bo wiem, że on w którymś momencie spadnie 🙂

Nie będę opowiadać treści, jeśli chcecie ją poznać, wybierzcie się na tę sztukę. Widziałam, że będą grać  „Upiora” w Białymstoku jeszcze w listopadzie. Warto!!!

Podczas spektaklu nie można robić zdjęć, więc kilka pożyczyłam ze strony:

https://www.oifp.eu/repertuar/upior-w-operze/

036

075

078

064

Ten musical – zapewne zarówno w wersji londyńskiej, nowojorskiej, czy warszawsko-białostockiej to trzygodzinna dawka doskonałej rozrywki, zbudowanej na emocjach, znakomitej muzyce, choreografii i magii teatru. To sześciogwiazdkowa pozycja obowiązkowa.

Pod ogromnym wrażeniem wróciłyśmy do „naszego mieszkania”, żeby spędzić tam noc.

/takie miałam oryginalne łóżeczko/

7

Miałyśmy jednak przed sobą jeszcze poniedziałek, który poświęciłyśmy na poznawanie miasta. Głównym punktem był oczywiście Pałac Branickich. Kiedyś tam już byłam, ale piękne ogrody przy tym pałacu zawsze robią wrażenie.

/centrum Białegostoku/

8

9

10

Do domu wracałam inną drogą. Pierwszy raz przejeżdżałam pociągiem przez takie miasta, jak Ełk, Giżycko, Kętrzyn. Z wielkim zainteresowaniem przyglądałam się mijanym terenom i miastom.

To była bardzo pouczająca, ciekawa i wzruszająca podróż. No i najważniejsze: obejrzałam wreszcie musical wszech czasów!

 

 

 

Tatry

1 komentarz

PODRÓŻE BAZYLKI 2019

Wyjazd do Zakopanego odbył się w długi majowy weekend. Góry „chodziły za mną” już od zeszłych wakacji, ale jakoś ciągle nie wychodziło. Wreszcie pod koniec kwietnia nastąpiła mobilizacja i została podjęta „męska decyzja”: Jedziemy!

Pogoda w majowy weekend nie rozpieszczała, ale co drugi dzień była ładna.

Do Zakopanego dotarliśmy z przyjaciółmi 2 maja około południa. Ponieważ był to nie pierwszy dzień długiego weekendu, więc korków na Zakopiance nie było. Świeciło słońce, było ciepło, więc po zakwaterowaniu się ruszyliśmy na Gubałówkę od strony Harendy i Zębu, bo w pobliżu – w Gutach – mieliśmy pensjonat. Niby proste wejście, ale przy mojej zerowej kondycji w tym roku, dostałam nieźle w tyłek już pierwszego dnia.

Gubałówka to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Zakopanem. Obok Giewontu i Kasprowego Wierchu jest to najpopularniejszy szczyt górujący nad miastem. Z Gubałówki można zobaczyć praktycznie całą panoramę Tatr Polskich i części Słowackich oraz pasma Babiogórskiego.

Gubałówka wznosi się na wysokość  1126 m n.p.m. w Paśmie Gubałowskim położonym w północno – zachodniej części Zakopanego. Po wschodniej stronie znajduje się Ząb ( z tej właśnie strony szliśmy), który jest najwyżej położoną miejscowością w Polsce, a po zachodniej Butorowy Wierch (1 160 m), drugi co do wysokości szczyt pasma.

Na Gubałówce, oczywiście, były tłumy, ale też widoki na wysokie Tatry i całe Zakopane były piękne.

1

2

Piękny widok miałam również z mojego okna w pensjonacie – prosto na Giewont – symbol  Zakopanego.

3

Wieczorem odpoczynek po dużym, jak dla mnie, wysiłku.

Następnego dnia, w Święto Konstytucji 3 maja, od rana padał deszcz ze śniegiem i była mgła. Wyprawa w góry odpadała, więc postanowiliśmy odwiedzić Krupówki i zobaczyć, co się dzieje w mieście.

Przed wyjazdem na Krupówki widzieliśmy, jak nasi gospodarze: Beata i Maciej, ubrani w stroje góralskie wychodzili z domu na przyjęcie pierwszokomunijne do rodziny. Tam tradycja dotycząca stroju jest przestrzegana.

Na Krupówkach było oczywiście mnóstwo ludzi, mnóstwo straganów, mnóstwo barów i restauracji. Trafiliśmy także na świąteczny pochód, który wychodził po Mszy św. z Sanktuarium Najświętszej Rodziny .

W pochodzie 3-majowym wzięło udział kilkaset osób.  Uroczystości rozpoczęły się od złożenia wiązanek pod Drzewem Wolności przy ul. Kościeliskiej. Po nabożeństwie zaś za Ojczyznę, ruszył góralski marsz na Plac Niepodległości. Banderia konna złożona z kilkudziesięciu koni, muzyka góralska, a także młodzi ludzie z ponad 100-metrową flagą Polski przemaszerowali Krupówkami. Przemarszowi przyglądały się setki turystów. Wielu z nich przyłączyło się do marszu.

Na koniec na Placu Niepodległości złożono wiązanki kwiatów pod Pomnikiem Grunwaldzkim

4

5

6

Było to niezwykłe i barwne widowisko!

Po przejściu pochodu pochodziliśmy po straganach kupując to i owo, a później udaliśmy się na posiłek, gdzie nie omieszkałam zamówić sobie pierogi z bryndzą, które były po prostu poezją kulinarną!!!

Wieczór spędziliśmy we własnym towarzystwie, przy ciepłych kaloryferach, piwkując i objadając się niezdrowymi przekąskami 😦

Za to w sobotę dzień przywitał nas pięknym słońcem, a więc zaplanowana wyprawa w góry mogła się odbyć.

Tym razem była to:

Rusinowa Polana i Gęsia Szyja (coś w temacie Kurnika)

Gdy dojechaliśmy do Palenicy Białczańskiej prawie cały parking był już zajęty, ale jakoś znaleźliśmy miejsce, żeby zaparkować. Stąd wychodzą też turyści nad Morskie Oko i stoją biedne koniki katowane przez cały dzień przez ich właścicieli i pseudo turystów. My poszliśmy jednak w prawo, niebieskim szlakiem., w kierunku Rusinowej Polany.

Początkowo łagodne podejście, po kilkunastu minutach podrywa się ku górze i doprowadza kamienistą ścieżką do południowego skraju Rusinowej Polany, gdzie dochodzi czarny szlak z Polany pod Wołoszynem. Po drodze mijamy Waksmundzki Potok z przepiękną kryształową wodą i mnóstwem kamieni i głazów.

7

Niebieski szlak przecina polanę w kierunku północnym. Z lewej strony wyłania się grzbiet Gęsiej Szyi, natomiast ku wschodowi otwiera się panorama Tatr Bielskich i Tatr Wysokich. Po około 10 minutach dochodzimy do skrzyżowania szlaków. Dołącza tutaj zielony szlak z Wierchu Porońca oraz niebieski szlak z Zazadniej

Rusinowa Polana zajmuje powierzchnię ok. 100 ha i leży na wysokości 1170 – 1300 m n.p.m. Rozciąga się z niej piękny widok na Tatry Wysokie – zarówno polskie jak i słowackie. Widać stąd Hawrań, Murań, Lodowy Szczyt, Gerlach, Ganek, Rysy, Mięguszowieckie Szczyty i wiele innych.

10

Na polanie prowadzony jest wypas owiec, a w pobliżu rozstaju szlaków znajduje się bacówka, gdzie można zakupić oscypki, podobno jedne z najlepszych w Tatrach. Na środku polany znajdują się drewniane stoły i ławy gdzie można usiąść, zjeść i podziwiać widoki.

8

9

Na Rusinowej Polanie trochę odpoczęliśmy i posililiśmy się, a potem ruszyliśmy w górę zielonym szlakiem na Gęsią Szyję.  Szlak wznosi się stromo, przecinając górny fragment polany, a następnie trzyma się długiego, zalesionego grzbietu Gęsiej Szyi. Na ścieżce zamontowanych jest około 1100 drewnianych stopni, które trzeba było pokonać.

11 (1)

11 (2)

Im wyżej, tym było więcej i śniegu, i błota, a ja „cienki Bolek” ledwie dawałam radę.  Myślałam, że wykorkuję 😦  lub, że się wycofam. Dotarłam jednak na szczyt! Nagrodą za te wszystkie trudy jest zawsze: piękny widok i satysfakcja!

Punktem kulminacyjnym Gęsiej Szyi są dolomitowe skałki wypiętrzone na wys. 15 m (tzw. Waksmundzkie Skałki),  z których najwyższa wznosi się na wysokość 1490 metrów n.p.m.

13

14

Tutaj ponownie możemy podziwiać przepiękne widoki Tatr Bielskich, Tatr Wysokich, a także Tatr Zachodnich.

15

Z Gęsiej Szyi zielony szlak prowadzi także na Waksmundzką Rówień, skąd można udać w kierunku Wodogrzmotów Mickiewicza, Hali Gąsienicowej lub Toporowej Cyrhli.

My wróciliśmy tą samą drogą, którą przyszliśmy. Droga powrotna była już dużo łatwiejsza, chociaż z pewnością miała swój udział w moich zakwasach. Następnego dnia nie mogłam stanąć na nogi, a po schodach ledwie wchodziłam i schodziłam.

Tego dnia obiad zjedliśmy w „Karczmie u Słodkiego” w pobliżu naszego pensjonatu, a późne popołudnie spędziliśmy na odpoczywaniu. Wieczorkiem oddaliśmy się trunkowej integracji z Beatą i Maciejem – naszymi gospodarzami, wysłuchując bardzo ciekawych góralskich historii.

Niedziela przywitała nas znowu śniegiem i deszczem i nie było sensu nigdzie wychodzić.

Po nabyciu drogą kupna oscypków, warkoczy, itp, i itd wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Mimo wyjazdu przed południem i tak na Zakopiance spędziliśmy 2 godziny jadąc w korku.

No cóż, może moje wyczyny w górach były dalekie od sukcesów, ale zrobiłam pierwsze kroki po bardzo długiej przerwie. Wróciłam z mocnym postanowieniem pracowania nad kondycją, co – do tej pory- niespecjalnie mi jeszcze wychodzi.

Ale mam motywację, czego i Wam życzę.

 

 

 

 

Remanent

Dodaj komentarz

Halo, halo! Czy jest tu kto?

Wszyscy zapracowani, Kurnik leży odłogiem, nie ma kto pisać, nie ma kto czytać. Ale trzeba to zmienić!

Rok szkolny się skończył i trzeba chociaż trochę zacząć działać na koncie blogu.

Jak minęło moje ostatnie 10 miesięcy? Raczej pracowicie i pod hasłem „brak czasu”. Dokończyłam kształcić ostatni rocznik gimnazjum i jestem nawet  zadowolona, że wróciłam do pracy z taką fajną młodzieżą. W moim życiu miałam różnych uczniów: i zdolnych, i zwykłych przeciętnych, i leniwych, i takich, którzy zostali przestępcami, a i w szkole dawali czadu. Ten ostatni rocznik dał mi jednak wiele satysfakcji. Sympatyczni, pracowici uczniowie, umiejący wiele, no i do tego sporo uczniów zdolnych. Bardzo dobrze mi się z nimi pracowało i uzyskaliśmy niezły wynik z egzaminu. Sympatia była chyba wzajemna, bo na koniec roku szkolnego obdarowali mnie szarfą „Najlepszy nauczyciel roku 2018/2019” i świecącą koroną  🙂  oraz owacją na stojąco. Takie chwile nie zdarzają się zbyt często, gdy uczniowie sami z siebie okazują  dowody sympatii. Byłam bardzo wzruszona i dumna.

Było to miłe zwłaszcza po tym, jak w kwietniu nauczyciele zostali zrównani z ziemią zarówno przez rząd, jak i przez tych, co to uważają, że nie trzeba się uczyć lub pracować, żeby pieniądze im się należały.

Mój bilans zysków i strat przez ten rok wyszedł jednak zdecydowanie na plus, i w sensie emocjonalnym, i w sensie materialnym.

Co będzie w przyszłym roku szkolnym, jeszcze nie wiem. Mam kilka propozycji, ale jeszcze nie podjęłam decyzji. Zostawiam to losowi.

Teraz wakacje, czas podróży i spotkań z rodziną, z przyjaciółmi i znajomymi. Ciekawsze momenty na pewno uwiecznię na stronach blogu.

Zatem zachęcam do czytania  🙂

Lato, lato, lato czeka…

Jesteśmy dziećmi z…

Dodaj komentarz

… gwiazd !

Pomijając liczne hipotezy oparte na wybiórczych i pośrednich obserwacjach, w Kosmosie obowiązuje ogólna zasada zachowania energii. Inaczej nie powstałby, nie ewoluował i nie przetrwałby przez miliardy lat. Nawet, jeśli posiada wiele wymiarów, choćby i równoległych, połączonych tunelami czasoprzestrzennymi.
Gwiazdy, planety, galaktyki… jakiś przekaz energii z informacjami niosą i rozprzestrzeniają. Jedni powiadają, że ich układ miał znaczenie w chwili naszego poczęcia. Inni, że dopiero w chwili narodzenia.

Wszak wszystko jest energią w różnych formach, my również. Fizyka kwantowa to potwierdza i znacząco rozszerza, a efekt ‚splątania kwantowego’ (z natychmiastowym przekazem informacji) stopniowo rozpoczyna rewolucję nie tylko w fizyce.

Co by nie pisać, jesteśmy składnikami tego Kosmosu i w nas samych również jest niezły kosmos. Jesteśmy olbrzymią kolonią komórek, wszystko w nas wiruje, drga, pędzi, emituje, pochłania… do cząstek elementarnych włącznie. W dodatku każda komórka jest oddzielnym bytem, pełni specyficzne funkcje, ma własny mózg i porozumiewa się z sąsiednimi poprzez błonę komórkową. Słowem, jesteśmy niemal doskonałymi bio-robotami. Współcześnie programowanymi także poprzez media, niestety.

Przede wszystkim, to jesteśmy dziećmi z gwiazd, a nie niewolnikami gwiazd. O czym mogłaby świadczyć ezoteryka, a zwłaszcza wszelkie wróżby i horoskopy.Jeśli już, to od dawna jesteśmy raczej niewolnikami tzw. bogów, czyli innych istot kosmicznych, które stworzyły naszych przodków i zorganizowały życie na tej planecie. Być może, w jakimś stopniu, na podobieństwo swoje. Co potwierdza wiele przekazów, archeologicznych i religijnych. W tym wiele wyrytych w kamieniach i ukrytych w budowlach, których technologii nie znamy i nie jesteśmy w stanie powtórzyć. Szereg kataklizmów bezpowrotnie zatarło wiele śladów, sporo przekazów pisemnych zniszczyli lub ukryli ci, którzy narzucili nam swoje wersje dziejów.
Ale jest wiele dowodów na to, że Ziemianie są hybrydami kosmitów i istot człekokształtnych, stworzonymi do realizacji konkretnych celów.

Nasze mózgi, czyli komputerki osobiste do sterowania umysłem i zarządzania ciałem, działają w ogólnoludzkiej sieci według oprogramowania zwanego duszą. Dusza – będąca fragmentem szczególnej formy energii modulowanej informacjami, która podlega prawom fizyki kwantowej – jest tym, co określają definicje i możliwości wspólnego, lecz rozproszonego mózgu ludzkości. Będącego, czymś w rodzaju rozproszonej chmury informacyjnej, zwanej też wspólną podświadomością ludzkości, której składowymi są podświadomości indywidualne. Co, tłumaczy takie zjawiska jak Telepatia czy Déjà vu.

Dusza pojawia się, gdy człowiek rozpoczyna życie, w wieku kilku lat czyści pamięć dziecka i tworzy barierę wsteczną, ograniczającą bezpośredni i ciągły dostęp. Podczas życia wspiera nas niczym sufler, jednocześnie realizując własny scenariusz.
W końcu opuszcza, bo jest zbyteczna, gdy zużyte ciało umiera.
Wiele obserwacji potwierdza, że przez 40 dni krąży w pobliżu, dlatego ważna jest ceremonia pochówku, godne zachowanie, wspominanie zmarłego i jego dokonań.
By, po pewnym czasie znów pojawić się w innym ciele, które jej potrzebne jest do funkcjonowania na Ziemi.

Niektórzy tzw. geniusze posiadali zdolność ‚sięgania’ poza tę barierę, skąd czerpali potrzebne informacje i wiedzę, jak np. Leonardo da Vinci czy Nikola Tesla. Dlatego ich wynalazki, opracowania, doświadczenia, badania… znacznie wyprzedzały ich epokę, poziom ówczesnej wiedzy i stan techniki.
Jest to atrakcyjna zdolność, choć niesie spore ryzyko, głównie dla psychiki i dalszych losów ryzykanta. Szczególnie, gdy zaczyna ingerować w ustalone algorytmy.
Wielu z nich przekroczyło dozwoloną barierę i trafiło na stos, do domów opieki psychiatrycznej, zatarto ślady ich pracy, a dokumentację utajniono i ukryto.

Embriolog, który zauważył oddziaływania organizmów na siebie i postępy w uczeniu wraz z pokoleniami, stworzył teorię oddziaływań organizmów żywych, któremu nadał adekwatną nazwę: pola morfogenetycznego. Wyniki jego obserwacji trudno nazwać dowodami, mamy więc do czynienia z hipotezą. Chwała mu i za to, ale dotarł zaledwie do skorupki zagadnienia, wewnątrz dopiero zaczyna się ciekawie. Nic dziwnego, punktem wyjścia dla niego była biologia i genetyka, w oderwaniu od innych nauk. To, co faktycznie ma na nas wpływ, co nami kieruje… dopiero można wyjaśnić na bazie fizyki kwantowej. Polecam studiowanie, bo można zacząć rozumieć mechanizmy, jakie rządzą od cząstek elementarnych po Wszechświat. Choć jeszcze nie wszystkie tajemnice tej fizyki znamy, niektóre są skrywane.

Niestety, hybrydy coraz bardziej tu dokazują, choć dobrze wiedzą, że kiedyś nastąpi koniec tej zabawy. Totalny RESET !
I nawet nie wiadomo, czy choćby dla tych grzecznych i wtajemniczonych nastąpi jakiś ‚ciąg dalszy’.

Przyjmijmy więc do wiadomości, że jesteśmy bio-robotami i każdy / każda z nas ma wyznaczony pewien program życia. Nie pojawiamy się tu bez celu i zadań do wykonania. To byłaby zbytnia rozrzutność naszych stwórców i opiekunów. Nasze dusze posiadają dokładny scenariusz, ze zdobywaniem doświadczeń włącznie i zaliczaniem tego, czego nie zaliczyły podczas poprzedniego pobytu. Co,  ma bezpośredni wpływ na nasz los. Dlatego niektórym życie płynie przyjemnie i bez problemów, innym ciągle pod górę i pod wiatr, z wieloma problemami po drodze.

Jeśli będziemy robili uniki, zbyt dokazywali i kombinowali, odbiegali od wyznaczonej ścieżki programu, wtedy nasze życie będzie dodatkowo skomplikowane, pełne niespodzianek, wpadek, klęsk, kłopotów i pomyłek. A przede wszystkim straty tak cennego i określonego / przyznanego nam czasu życia. A wszystko to, w celu skłonienia nas do powrotu na właściwą ścieżkę i do realizacji wyznaczonego algorytmu. Upartym wszystko zaczyna walić się na głowę i jeszcze dziwią się dlaczego ?

Ten wpis nie wyczerpuje tematu, który jest pasjonujący i tajemniczy. Dlatego namawiam do samodzielnego poszukiwania informacji oraz  dzielenia się informacjami i linkami do ich źródeł. A także do dyskusji.  Wyniki ostatnich badań są na tyle nowatorskie, że nie od razu będą trafiać do publicznej wiadomości. Z różnych powodów, także i światopoglądowych. Ale w Internecie coraz trudniej cokolwiek ukryć.

Uzupełnić czy skorygować powyższy wpis zawsze można i… należy.

Older Entries